FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 0

Pożegnalny wywiad z Adamem Lallaną

Artykuł z cyklu Artykuły


Adam Lallana wyznał, że odczuwa przeróżne emocje związane z przygotowaniami do opuszczenia Liverpoolu. Anglik spędził na Merseyside sześć, niepozbawionych sukcesów, lat.

Pomocnik po raz ostatni będzie miał okazję przywdziać trykot the Reds w wyjazdowym starciu z Newcastle United, które zostanie rozegrane w ten weekend. Później jego kontrakt ulegnie wygaśnięciu.

32-latek będzie poszukiwał nowych wyzwań po 178 występach i 22 bramkach strzelonych dla Reds. Przypomnijmy, że Lallana przeniósł się do Liverpoolu z Southampton w 2014 roku.

Liverpool opuszcza jako Mistrz Anglii, Europy oraz klubowego Świata.

Zarówno na jak i i poza boiskiem, Lallana był integralną częścią układanki Jürgena Kloppa, wydatnie pomagając drużynie w osiągnięciu sukcesów z ostatnich dwóch sezonów. Jego wpływ był tak duży, że niemiecki trener obwołał Anglika legendą klubu, podzielając sentyment odczuwalny w Melwood.

Przedstawiamy Państwu obszerny, emocjonalny wywiad z Lallaną, przeprowadzony przez Liverpoolfc.com na wspomnianym kompleksie treningowym.

Adam, opuszczasz klub po sześciu latach. Jak się z tym czujesz na ten moment?

Oczywiście jest w tym wszystkim smutek. W zeszły weekend pojechałem do Bournemouth. To jest dość długa trasa, miałem dużo czasu na myślenie. Chciałbym nacieszyć się tym tygodniem na tyle, na ile to możliwe. Pewna część mnie jest podekscytowana perspektywą nowych wyzwań, jest we mnie jednak mieszanka różnych emocji. Cały czas sprowadzam wszystko do tego, aby móc cieszyć się każdym kolejnym dniem, ponieważ dzieje się naprawdę wiele. W środę gramy ważny mecz i chciałbym być pewny, że koledzy z drużyny, będą mogli cieszyć się nim tak samo jak ja, ponieważ wspólnie sprawiliśmy, że ten rok i odniesiony sukces były tak wyjątkowe. Wszystko jest nieco dziwne, zwłaszcza z powodu kilkumiesięcznego zawieszenia, kiedy wszystko ucichło na tak długo.

Ostatnie sześć lat było niezwykłą podróżą, pełną wzlotów i upadków. Jak myślisz, czego nauczyłeś się w klubie, a co mogło być nieoczywiste, gdy po raz pierwszy przeszedłeś przez drzwi Melwood?

Jeżeli pomyślimy o tym jak działa klubowa infrastruktura, Akademia i to jak rozwijają się chłopcy, szybko dojdziemy do wniosków, że to najwyższa klasa światowa. Myślę, że jedną z ważniejszych rzeczy, którą osiągnęliśmy w przeciągu ostatnich sześciu lat, to fakt stania się zwycięzcami. Przegrałem w tym klubie trzy finały, w dodatku wszystkie sezon po sezonie. Tymczasem odchodzę z klubu, z którym zdobyłem cztery trofea. To niezwykłe, wciąż nie mogę w to uwierzyć. Myślę, że to też dobry moment, aby zakończyć mój rozdział w tym klubie. Jak wspomniałeś, przydarzyło mnóstwo wzlotów oraz upadków, które były trudne. Odchodzę z trofeami oraz wspaniałymi wspomnieniami, mając tak wielu przyjaciół, których mógłbym zakwalifikować jako rodzinę.

Jeśli wrócimy wspomnieniami do twojego pierwszego sezonu w Liverpoolu, spostrzeżemy, że to był okres sporych zawodów - głównie związanych z wynikami i pozycją w ligowej tabeli. Jak odbierałeś wówczas ten sezon z perspektywy zawodnika?

To było bardzo trudne. Miałem kilka tygodni temu rozmowę z moim ojcem, dotyczyła między innymi tych wspomnień. Tamten sezon był ciężki. Między innymi ze względu na wydarzenia z wcześniejszego roku, gdy oczekiwania były ogromne. Straciliśmy Suáreza, a Sturridge był kontuzjowany. Do klubu przyszło siedmiu lub ośmiu nowych zawodników, wszyscy mieli problem z zaaklimatyzowaniem się. Trzech lub czterech piłkarzy, którzy dawali nam wówczas najwięcej, to były osoby, które grały w klubie od co najmniej trzech, czterech lat - Henderson, Raheem [Sterling], Coutinho, Gerrard. Wszyscy musieliśmy dać ponieść się fali. Ostatni mecz w sezonie to była ta okropna wyjazdowa porażka 6:1 ze Stoke City. To był też ostatni mecz Stevie'go, wszystko było skomplikowane. Później przyszedł Jürgen i oczywiście mnóstwo się zmieniło... nie powinniśmy zapominać jednak jak dużo zrobił tutaj Brendan. Jasne, mieliśmy zły, trudny sezon, ale oprócz tego, myślę, że kluczowa była klubowa infrastruktura, którą zaczął tworzyć za swojej kadencji w Liverpoolu. To było fantastyczne i dało Jürgenowi fundamenty, na których mógł budować coś nowego. Podczas pięcioletniego pobytu Jürgen nie zawsze jednak byliśmy na dobrym kursie. Czasem musieliśmy zrobić krok do tyłu, a następnie dwa do przodu. Tak wyglądały mniej więcej pierwsze dwa, trzy lata. Mieliśmy dużo trudności. Zawsze przejawiały się znaki, że zmierzamy w dobrym kierunku, dostaliśmy się do finałów, parę razy pokonaliśmy City na Eithad. Zawsze czułem, że po tym wszystkim trochę się cofamy do tyłu. To była niezwykła podróż i zaszczytem jest to, że mogłem w niej uczestniczyć.

Gdy Jürgen przyszedł do klubu, ty rozgrywałeś swój drugi sezon. Nie wiem czy pamiętasz jego pierwszy mecz w roli trenera, gdy zrobiono wam tą ikoniczną fotografię przy linii bocznej. Później tym zdjęciem ludzie będą podsumowywać dotychczasowe lata, które Jürgen spędził w tym klubie.

Ach tak, ikoniczna fotografia. Pamiętam ten mecz jak gdyby był wczoraj i prawdopodobnie mógłbym wymienić całą startową jedenastkę, która zagrała wtedy przeciwko Spurs. Wpadłem w jego ramiona. To był początek ekscytujących pięciu lat. Teraz mówimy o pięciu, ale naprawdę wierzę, że to jedynie początek fantastycznego okresu regularnej walki o kolejne tytuły i mistrzostwa... chciałbym aby stało się dokładnie to, żeby w następnych latach kontynuowano usianą sukcesami drogę europejskiego dominatora.

Jako drużyna przeżyliście trzy finałowe zawody, jednym z nich był ten z Ligi Europy w 2016 roku. Jak sądzisz, te doświadczenia nadały wam pewien kierunek w następnych europejskich rozgrywkach pucharowych?

Myślę, że tak. Spoglądając wstecz, nie zdawałem sobie sprawy jak dużym sukcesem byłaby wygrana Ligi Europy, a to był przecież pierwszy rok nowego trenera. Jeśli spojrzy się na drużynę to w zasadzie byli sami młodzi i niedoświadczeni zawodnicy, a trener jak dotąd nie poczynił zbyt wielu ruchów na rynku transferowym. Tamta drużyna była tak naprawdę odziedziczona po poprzedniku. Z porażek można wiele się nauczyć. Przede wszystkim przegrywania i poczucia, że nie chcesz powtórzyć tego po raz kolejny. Dostanie się do finału jest fantastycznym znakiem. Jasne, nie ma gwarancji, że się go wygra ale jeśli się do niego zakwalifikowałeś, to znaczy, że wygrywałeś regularnie przed nim. Kijowska porażka była wielkim rozczarowaniem ale odbiliśmy się od tego i wygraliśmy w Madrycie. To była niezwykłe, ale niezaskakujące, ze względu na osoby, które mieliśmy w szatni.

W twoim trzecim sezonie klub wrócił do Ligi Mistrzów, a ty odegrałeś ogromną rolę. Czy tamten sezon był wyraźnym znakiem, że klub zmierzał już tylko we właściwym kierunku?

Zdecydowanie. Trener bardzo sprytnie zachował się na rynku transferowym. To był chyba pierwszy rok Sadio i może Giniego. Już kiedyś o tym wspominałem, ale sprowadzenie Ragnara Klavana i Joëla Matipa było świetnym posunięciem. Wiedzieli jaki trener ma na nich pomysł. Pomimo, że zdarzały się potknięcia to zanotowaliśmy znacznie więcej kroków do przodu, w kierunku stałej formy. To był bardzo przyjemny sezon, a dostanie się do Ligi Mistrzów było na tamten moment ogromnym sukcesem.

Zdaje się, że i ty również cieszyłeś się wówczas z gry...

Tak, to był prawdopodobnie jeden z najlepszych sezonów jaki rozegrałem w tym klubie. Byłem cały czas zdrowy, ostatni mecz sezonu [przeciwko Middlesbrough] był niezwykle ważny, musieliśmy wygrać żeby zapewnić sobie miejsce w Lidze Mistrzów. To był początek naszej drogi, której celem był triumf w Madrycie.

Następny sezon zakończył się rozczarowaniem w Kijowie, ale jak wspominałeś klub odbił się od tego w najlepszy możliwy sposób. Mieliśmy fantastyczna passę i już przed samym finałem mieliśmy niesamowite wieczory...

Weszliśmy do Ligi Mistrzów jako teoretycznie słabsza drużyna, dało się wyczuć, że trenerowi się to bardzo podobało. Miał ogromną wiedzę na temat gry w LM, co widać było w tym jak się zachowywał, jak mówił i jak rozpromieniony był, gdy wspominał o tym, że jesteśmy słabszą ekipą. Wiedział, że to zdejmowało z nas presję. Doskonale wiedział co ma robić, jak ustawiać zespół na kolejne mecze. Łatwo jest to mówić siedząc tutaj, ale fakt, że dostaliśmy się do dwóch finałów z rzędu nie był przypadkiem. Wiedział jak dobrzy jesteśmy i jakim wyzwaniom możemy sprostać.

Jak czułeś się, z punktu widzenia profesjonalisty, gdy rok później wygrywaliście najważniejsze klubowe trofeum w piłce nożnej?

Cóż, to najlepsze uczucie na świecie, czyż nie? To najbardziej prestiżowy tytuł jaki można zdobyć w Europie. Zdobyliśmy go w grupie, która rok wcześniej miała złamane serce z powodu porażki, a to przecież nie był jedyny finał jaki przegraliśmy. Są chwile, gdy myślisz sobie: "czy naprawdę ma być właśnie tak?". Gdy wygraliśmy finał, emocje, które czuliśmy nie są do opisania. Wychowywaliśmy się myśląc o wygraniu Ligi Mistrzów. Teraz każdy pamięta co robił i gdzie był w 2005 roku, gdy Liverpool zaliczył słynny powrót z zaświatów. A teraz jestem częścią ekipy, która dokonała czegoś wielkiego ponownie. Ciężko w to uwierzyć. Jest to coś z czego jestem dumny najbardziej na świecie, naprawdę czuję się częścią tego wszystkiego. Nawet jeśli w ostatnich latach nie odgrywałem tak dużej roli, staram się spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Od momentu kiedy przybyłem do klubu, do chwili, w której go opuszczam, widzę jak duży progres zaliczyła ta drużyna. Miałem szczęście i zaszczyt być niewielką, ale jednak, częścią tego wszystkiego.

Po madryckim finale pojawiły się nagrania z murawy, już po ostatnim gwizdku. Na końcu można usłyszeć jak rozmawiasz ze swoim tatą przez telefon. Jako, że mieliśmy szczęście uczestniczyć we wszystkich podróżach po Europie, zauważyliśmy też, że razem z nami podróżuje także twoja mama i twój tata. Możliwość porozmawiania z nim po tamtejszych wydarzeniach, musiała znaczyć dla ciebie naprawdę wiele...

Nie do końca pamiętam treść rozmowy. Wiem, że chciałem znaleźć go na trybunach, ponieważ wiedziałem, że będzie chciał zejść na boisko. Możliwość bycia ze swoją rodziną, przy tak dużych wydarzeniach, traktujemy jako coś specjalnego, ponieważ takie rzeczy nie zdarzają się często. W sieci można znaleźć to słynne zdjęcie, na którym Jordan przytula swojego staruszka, którego sam znam bardzo dobrze. To było naprawdę surowe zdjęcie, pokazujące szczere emocje. Dobrze pokazuje to, co dzieje się w takie wieczory. Jesteśmy szczęśliwi, że w środę, pomimo, że na trybunie nie będzie kibiców, dostaliśmy pozwolenie na sprowadzenie swojej rodziny. Sądzę, że wielu ludzi nie wie jak niezwykła jest obecność rodziców, żony i dzieci, gdy będziemy podnosić tytuł mistrzowski. Kiedy dostałem informacje, że możemy zaprosić nasze rodziny uznałem, że to jest coś oczywistego. Gdyby mój syn zostałby Mistrzem Anglii i nie mógłbym zobaczyć jak podnosi trofeum, to byłbym zdewastowany. Fakt, że będziemy mogli być tam ze swoimi rodzinami to świetna sprawa. To będzie ważny wieczór.

Trener opisał cie ostatnio jako legendę Liverpoolu. Wiem, że jesteś zbyt skromny żeby to przyznać, ale miał rację, ponieważ zostaniesz zapamiętany jako jeden z członków drużyny, który wygrał Ligę Mistrzów i zakończył 30-letnie wyczekiwanie na powrót pucharu mistrzowskiego na Anfield. Ile dla ciebie znaczy fakt, że twoje imię zapisze się w historii?

Pewnie trochę przesadził! Jesteśmy grupą legend, mogę to dostrzec. To, że odnieśliśmy taki sukces nie jest zależne od jednego lub dwóch zawodników. To klubowa infrastruktura i trener, który to stworzył. On nas zrekrutował, pozwalał niektórym z nas odejść jeśli uznał to za właściwe lub konieczne, to on stworzył specyficzną kulturę, która przeniknęła do Melwood. Wystarczy, że spojrzycie na tych młodych chłopaków. Neco Williams, Curtis Jones, Harvey Elliott, Sepp [Van den Berg], Ki-Jana [Hoever]. Dużo z nimi trenowałem w ostatnich dwóch latach i dzięki temu wiem w jak dobrym położeniu jest na ten moment Liverpool. Widzę jak utalentowani są ci zawodnicy i jak wiele sukcesów może odnieść Akademia w przyszłości. Trent też jest chłopakiem stamtąd. Czuję, że odegrałem w tym pewną rolę w ostatnich latach. Cieszyłem się z tego, że mogłem mentorować młodszym piłkarzom, patrząc jak sobie radzą i jak się rozwijają. Byłem w tym samym miejscu, gdy miałem 10, 11 i 12 lat. Ten czas minął tak szybko. Życie, prawda? Sądzę, że niezwykle ważne jest przekazanie młodym chłopakom konkretnej wiadomości: cieszcie się z każdej sesji treningowej, ponieważ kariera mija błyskawicznie. Ostatnie sześć lat było jak mrugnięcie okiem. Dwójka moich dzieci wychowała się w Liverpoolu, one także doskonale to wiedzą. Zdobyłem tutaj wspaniałych przyjaciół, którzy są dla mnie jak rodzina. Stąd mój smutek. Wiem, że to właściwy czas na odejście z klubu mimo, że chciałbym dalej tutaj grać. Jestem jednak zdesperowany, aby podjąć się nowych wyzwań. Jestem zdesperowany, aby pograć jeszcze nieco dłużej. Czuje, że przede mną jeszcze dwa lub trzy lata gry na wysokim poziomie. Najbardziej zależy mi na tych relacjach, które wzmacniały się przez codzienne kontakty... niestety będę gdzie indziej, nie będę mógł widywać tych wszystkich osób, o których i z którymi walczyłem przez ostatnie sześć lat. To jest źródło mojego smutku. Ekscytacją napawa mnie wizja nowego wyzwania, które niesie zmiana otoczenia. Wciąż będę pozostawał w kontakcie z trenerem , większością zespołu oraz Carole i Caroline, które troszczyły się o moje posiłki przez ostatnie sześć lat. Są dobre i złe strony bycia piłkarzem i przeprowadzek, ale pożegnania nigdy nie są miłe, prawda?

Nie ma wątpliwości, że jedną z osób, z którymi pozostaniesz w bliskich kontaktach będzie Jordan Henderson. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi. Co czujesz, gdy widzisz jak otrzymuje wszystkie pochwały, na które zasłużył i podnosi kolejne trofea?

Fakt, że mogłem być z Jordanem przez cały ten czas czyni mnie szczęściarzem. Byłem obok niego, gdy był w bardzo mrocznym i trudnym momencie swojego życia, zmagał się z paroma kontuzjami. To działa w drugą stronę, on także mi towarzyszył. Nie tylko porażki są trudne, ale również kontuzje. To jest coś co czyni z Premier League nieustanną, sportową walką. Sportowcy w trakcie swoich karier poszukują odpowiedzi. Dlaczego? Pracuj ciężej, rób to, rób tamto. Nie ma niczego co zagwarantuje ci dobrą dyspozycję fizyczną. Musisz po prostu pracować, starać się wykonywać to co ci powierzono. Lubię myśleć, że będę obok Jordana, gdy on będzie podnosił trofeum Premier League. To sprawia, że te wszystkie mroczne chwile, frustracje nie grają żadnej roli. Z Jordanem mamy w zwyczaju dużo jeździć, czego ostatnio nie robiliśmy zbyt często ze względu na sytuację z koronawirusem. Był jednak jeden poranek, po starciu, które przegraliśmy 3:3 z Sevillą. Celowo powiedziałem, że je przegraliśmy, ponieważ tak się czuliśmy. Pamiętam jak Jordan powiedział do mnie, że chce pogadać. "Zgarnę ci jutro rano". Pamiętam, że miał na głowie kaptur. Wziął na siebie całą odpowiedzialność za tamten mecz. Wygrywaliśmy 3:0 do końca pierwszej połowy, a gra zakończyła się wynikiem 3:3. Pamiętam, gdy mówił: "Takie rzeczy nie mogą się zdarzać. Muszę być za to odpowiedzialny i jestem, jako kapitan Liverpoolu". Słyszałem jak szczerze o tym opowiadał, a ja myślałem sobie: "Chyba zwariowałeś, że bierzesz na siebie całą tą odpowiedzialność. Odpowiada za to cała drużyna, zresztą nie przegraliśmy tego meczu". Myślę, że ta sytuacja utożsamia jego bezinteresowność i to jak dużą odpowiedzialność bierze za cały klub w najgorszych chwilach. Bo nie chodzi o te wspaniałe momenty, ale właśnie o najgorsze. Dlatego zasługuje na opaskę kapitańską bardziej niż ktokolwiek inny. To on zasługuje na to, aby podnieść cztery trofea w jednym sezonie bardziej, niż ktokolwiek inny. Nikt mu tego nie odbierze. Jestem zaszczycony nie tylko dlatego, że mogę być jego przyjacielem, ale także dlatego, że mogłem grać z nim w jednej drużynie. To miłe, że nasze rodziny są ze sobą zżyte, moje dzieci są w wieku jego dzieci. Ale to fakt, że będę mógł być z nim w środę, gdy podniesie trofeum, czyni mnie najszczęśliwszym na świecie.

Co jest dla ciebie najważniejszym momentem z ostatnich sześciu lat?

Wieczór w przyszłą środę. Liga Mistrzów była fantastyczna, nie zrozumcie mnie źle. Nie uczestniczyłem w tym za dużo ze względu na kontuzje, ale bardzo dobrze było znaleźć się nawet na ławce podczas finałowego meczu. Mecz z Barceloną też był niezwykły. Lecz to w środę naprawdę poczuję, że dołożyłem swoją cegiełkę w tym sezonie. Może nie zawsze na boisku, jednak miałem ważne chwile. Bramka na Old Trafford dała mi dużo radości. Czułem, że miałem swoje chwile, gdy wchodziłem z ławki. Sezon jest długi więc wszyscy odgrywają swoją rolę. Nie będę w środę na Anfield martwił się tym, że nie zasłużyłem na to, aby uczestniczyć w tym wszystkim. Wiem, że odegrałem swoją rolę i cieszę się każda najmniejszą chwilą. Nie mogę się doczekać, co za sposób na pożegnanie z klubem!

Czujesz, że jesteś inną osobą od momentu, gdy przeszedłeś przez klubowe drzwi sześć lat temu? Czy Liverpool zmienił cię w jakiś sposób?

Jasne, zdecydowanie. Kiedy tutaj przybyłem, byłem kapitanem Southampton. Teraz odchodzę czując, że moje kwalifikacje jako lidera oraz doświadczenie w tej roli, znacznie wzrosło. Ogromna w tym zasługa Jürgena, ale nie tylko jego. Mnóstwo nauczyłem się od moich kolegów z drużyny, którzy są profesjonalistami i nieustannie motywują cię do rozwoju. Każdy może stać się coraz lepszy, a my mieliśmy szczęście, że w naszym otoczeniu nie było nikogo z przerośniętym ego. Podobną rzeczą będę chciał zarażać w moim następnym klubie. Rozwijanie się z mentalnością, którą mamy w Liverpoolu, jest ogromnym szczęściem.

Jaką wiadomość chcesz skierować do fanów?

Dziękuję wam za akceptację, zwłaszcza w moim pierwszym roku, kiedy wszyscy przeżywaliśmy trudne chwile - zarówno zawodnicy jak i kibice. Od razu poczułem, że cieszą się, z tego jakim zawodnikiem jestem. Zawsze czułem, że jeśli pokażę pozytywne nastawienie i będę pracował odpowiednio ciężko to dadzą mi wystarczająco dużo czasu. Po pierwszym sezonie czułem, że wraz z aklimatyzacją przyszedł też progres. Gdy przyszedł Jürgen mieliśmy parę świetnych sezonów, wróciliśmy do Ligi Mistrzów. Kibice wraz ze mną wykazali się szczególną cierpliwością względem wszystkich kontuzji i pomimo, że chciałbym pozostawić po sobie jeszcze więcej, to koniec końców wypełniłem swoje zadanie - zdobyliśmy medale i byłem częścią niezwykłej grupy. To jest coś co osiągnęliśmy wspólnie. Niefortunnie nie będę miał szansy, aby właściwie się pożegnać ale jestem pewien, że jeszcze wrócę na Anfield, choćby po to, aby upolować trzy punkty. Jestem przy tym pewien, że zostanę serdecznie powitany, a ja będę mógł pożegnać się jak należy. Czuję, że to będzie miało miejsce już w następnym sezonie.



Autor: Kubahos
Data publikacji: 26.07.2020