LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1238

Przykry sezon Liverpoolu podsumowany w 95 minut

Artykuł z cyklu Artykuły


Na początku tego tygodnia Jürgen Klopp musiał pomóc w okiełznaniu kryzysu wywołanego w Bostonie, z kolei wczoraj boleśnie przypomniano mu o znacznie bliższych problemach, z którymi musi się zmierzyć.

Liverpool wycofał się z planów uczestnictwa w Super Lidze, jednak coraz bardziej prawdopodobne jest, że zawodnikom nie uda się zakwalifikować do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.

Po raz drugi w przeciągu pięciu dni drużyna zawiodła w końcówce meczu i nierozważnie zgubiła dwa punkty. Sobotni remis 1:1 z Newcastle United, a także triumf Chelsea w spotkaniu z West Hamem sprawiły, że marzenia ustępujących mistrzów o finiszu w najlepszej czwórce ligi oddalają się.

- Nie było dzisiaj widać, żebyśmy zasługiwali na grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie - przyznał Klopp. - W kolejnych pięciu meczach zrobimy to, co będziemy mogli. Musimy wyciągnąć wnioski, albo nie zagramy w Champions League. To wszystko.

Na przestrzeni tych 95 minut było widać podsumowanie całego, przykrego dla Liverpoolu sezonu.

Pierwsza połowa była bardzo obiecująca, zawodnicy stworzyli sobie wiele sytuacji, jednak poza trafieniem Mohameda Salaha z trzeciej minuty nie potrafili zaznaczyć swojej dominacji na tablicy wyników, a w drugiej połowie znacznie obniżyli standardy.

Koniec końców strzelili sobie w stopę.

Od początku roku zawodnicy Kloppa zdobyli zaledwie pięć punktów z możliwych dwudziestu siedmiu na Anfield. Co alarmujące, zremisowali pięć meczów i przegrali kolejne trzy spośród ośmiu spotkań z teoretycznie słabszymi przeciwnikami: Newcastle, Brighton, Burnley, Fulham i West Bromwich Albion.

Kontuzje kluczowych piłkarzy, takich jak Virgil van Dijk, Joe Gomez czy Joël Matip osłabiły zespół, jednak wskazanie ich absencji jako jedynego powodu na to, że liderujący w tym sezonie w tabeli Liverpool aktualnie znajduje się aż dwadzieścia trzy punkty za zmierzającym po mistrzostwo Manchesterem City jest zbyt dużym uproszczeniem.

Równie istotna jest nieskuteczność drużyny w ataku, która również wpłynęła na aktualną pozycję w tabeli.

Zaskakujące jest to, że Salah nie ma problemów z plecami, biorąc pod uwagę fakt, że sam niesie na nich cały zespół przez ostatnie osiem miesięcy.

Egipcjanin został pierwszym piłkarzem Liverpoolu, który zdobył dwadzieścia bramek w trzech kolejnych sezonach ligowych, we wszystkich rozgrywkach w tym roku ma ich na koncie 29, jednak wspierający go zawodnicy okazują się niewystarczająco dobrzy.

Diogo Jota mógł w pierwszej połowie ustrzelić hat-tricka, jednak jemu można wybaczyć. Rzadko zdarzają mu się takie gorsze dni w bardzo obiecującym, debiutanckim sezonie dla klubu.

Jednak po raz kolejny bardzo nieskuteczny okazał się duet Sadio Mané - Roberto Firmino. Mané zdobył w tym sezonie osiem bramek, to mniej niż połowa tego, co uzbierał w zeszłym roku (18). Jest zdecydowanie zbyt utalentowany, żeby jego kryzys pewności siebie przełożył się również na sezon 2021/22, jednak zniżka jego formy wciąż pozostaje bardzo niepokojąca.

Firmino strzelił ledwie sześć bramek w 43 występach we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie, przy okazji wyglądając na kogoś, kto swoje najlepsze dni ma zdecydowanie za sobą. W końcówce meczu z Newcastle raz za razem tracił piłkę, co pozwalało przeciwnikom przejąć inicjatywę w momencie, kiedy trzeba było zachować chłodną głowę.

Sprowadzenie nowego środkowego napastnika jest tego lata konieczne. Ten zmęczony tercet ofensywny potrzebuje świeżej krwi, która go pobudzi. Najbardziej sensownym scenariuszem zdaje się być sprzedaż rezerwowego Divocka Origiego i sprowadzenie nowego atakującego z najwyższej półki.

W ostatnim spotkaniu Liverpool oddał więcej celnych strzałów (dziewięć) niż w czasie grudniowego meczu z Crystal Palace, kiedy to the Reds zwyciężyli aż 7:0 (osiem celnych strzałów), jednak wykończenie było tak słabe, że bramkarz gości Martin Dúbravka nie był zmuszony do heroicznych interwencji.

Klopp odważnie posłał do gry od pierwszej minuty wszystkich czterech napastników w formacji 4-2-3-1, jednak na pół godziny przed końcem meczu próbował przejąć większą kontrolę w środku pola poprzez zastąpienie Diogo Joty Jamesem Milnerem. Niestety, po tej zmianie Liverpool zaczął grać gorzej.

Latem menedżer będzie musiał podjąć trudne decyzje dotyczące obsady środka pola.

Znaczący jest fakt, że kiedy 13 minut przed końcem meczu zmieniał zmęczonego Thiago, posłał do gry młodego Curtisa Jonesa. Naby Keïta , Alex Oxlade-Chamberlain i Xherdan Shaqiri pozostali na ławce rezerwowych. Wszyscy trzej zapewne najchętniej zapomnieliby o aktualnym sezonie. Kariery całej trójki na Anfield zdają się dobiegać końca.

Keïta chciałby zostać na kolejny sezon i walczyć o miejsce w składzie, jednak trzeci najdroższy piłkarz w historii klubu nie zagrał ani minuty od czasu, kiedy został zmieniony jeszcze w pierwszej połowie pierwszego meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Realem Madryt, a było to pięć spotkań temu.

Na dwa ostatnie mecze Klopp znowu zdecydował się na przesunięcie Fabinho do obrony po tym, jak na uraz uda narzekał Nathaniel Phillips, jednak faktem jest, że Brazylijczyk się tam marnuje. Liverpool zdecydowanie potrzebuje go w środku pola.

To, co było najbardziej martwiące w sobotnim spotkaniu to brak zarządzania grą i to, na jak łatwych do złamania wyglądali zeszłoroczni mistrzowie.

Oczywiście, drużynie brakuje obecności i przywództwa kapitana Jordana Hendersona i lidera obrony Virgila van Dijka, którzy obejrzeli mecz z trybun, jednak na boisku wciąż byli zawodnicy na tyle doświadczeni i rozsądni, że powinni byli poradzić sobie z takim przeciwnikiem. Jednak zdawali się być rozczarowani po pierwszej połowie i wszystkich niewykorzystanych okazjach. Język ich ciała nie napawał optymizmem. Żelazna psychika, która była wielkim atutem w zeszłym roku, kiedy zespół zdobył tytuł mistrzowski, zniknęła.

- Znaleźliśmy się w sytuacji, w której wykorzystaliśmy naszą pierwszą okazję, jednak drugiej i trzeciej już nie, co na pewno miało wpływ na grę - powiedział Klopp.

- Myślimy sobie 'Mój Boże!' zamiast 'Co z tego? Niewykorzystana sytuacja to tylko statystyka'. W tej chwili nie jest najlepiej. Szczerze mówiąc, nie mogę tego zaakceptować.

Nie można dziwić się Kloppowi, który był bardzo aktywny przy linii bocznej w ostatnich minutach spotkania z Newcastle. Widział, co się święci i nerwowo spoglądał na zegarek.

- Patrzcie na cholerną piłkę! - krzyczał Andy Robertson, jednak jego ostrzeżenie zostało zlekceważone. Zawodników ogarnęła panika.

To zdarza się bardzo rzadko, ale Liverpoolowi pomógł nawet VAR, kiedy anulowane zostało trafienie Calluma Wilsona za zagranie ręką, ale gospodarze nie potrafili tego wykorzystać. Nie mogli po prostu utrzymać posiadania piłki przez 60 sekund.

W 95 minucie zawodnicy Newcastle dośrodkowali w pole karne Liverpoolu, nie zostało ono wybite i zmiennik Joe Willock zdobył wyrównującą bramkę.

- Zasłużyli na to, walczyli o wyrównanie - dodał Klopp. - Dawaliśmy im nadzieję. Czuję się, jakbyśmy przegrali.

Liverpoolowi daleko w tej chwili do wielkości. Bez zamkniętych rozgrywek, których chciał John W. Henry, Liverpool może skończyć bez rozgrywek europejskich w przyszłym sezonie.

Klopp ma wiele do uporządkowania.

James Pearce 



Autor: Mdk66
Data publikacji: 25.04.2021