WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 851

Tsimikas przeszedł chrzest bojowy. Co dalej?

Artykuł z cyklu Artykuły


Kostas Tsimikas zagrał w 1. kolejce sezonu 2021/2022 pełne 90 minut w Premier League pierwszy raz w swojej karierze na Anfield. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że Grek jest w klubie od roku. Pewnie gdyby nie kontuzja Andy’ego Robertsona to nadal czekałby na pierwszy ligowy mecz o stawkę w wyjściowej jedenastce. Kontuzja Szkota może być dla niego początkiem pięknej przygody? A może były gracz Olympiakosu nie osiągnie nawet tego, co osiągnął niegdyś jego rodak, Sotirios Kyrgiakos?

Rok temu Jürgen Klopp ściągnął do Merseyside utalentowanego greckiego obrońcę. Kostas Tsimikas jest dopiero drugim Grekiem w historii Liverpoolu. Wcześniej był nim Sotirios Kyrgiakos, który zjawił się w czerwonej części miasta Beatlesów w 2009 roku. Nie powiemy jednak, że zostawił po sobie jakiś trwały ślad w pamięci fanów. Kyrgiakos w ciągu dwóch lat rozegrał 30 spotkań w Premier League, 3 w Pucharze Ligi, 12 w Lidze Europy i raz zaliczył 90 minut, kiedy the Reds rywalizowali z Lyonem w Lidze Mistrzów. Następnie odszedł do Wolfsburga. Kyrgiakos dzisiaj kojarzy się fanom raczej z trudnymi latami w ich kibicowskim życiu i przypomina momenty szarości ukochanego Liverpoolu.

Niemiec wiedział, że trzeba będzie zluzować Robertsona, który zanotował wspaniały lecz kolejny morderczy sezon grając niemal wszystko od deski do deski. Były gracz Celticu Glasgow do momentu przybycia nowego lewego obrońcy rozegrał w koszulce Liverpoolu 127 spotkań w ciagu trzech lat. Zmiennik był koniecznością. Znając podejście do transferów w Liverpoolu wiedzieliśmy, że Tsimikas musiał być bardzo dobrze sprawdzony skoro widziano w nim konkurenta dla Robertsona. Grek tak samo jak Szkot jest szybki, wytrzymały i ma naprawdę nieźle ułożoną lewą stopę. 

Początki Tsimikasa na Wyspach były nawet podobne do tego, co przeżywał w pierwszych tygodniach na Anfield Andy Robertson. Szkot długo nie mógł posadzić na ławce Alberto Moreno, który zadziwiająco dobrze wszedł w sezon 2017/2018. Grywał raczej okazjonalnie, ale robił to dużo częściej niż Tsimikas. Miało to pewnie związek z tym, że Andy znał tę ligę, a dla Greka było to coś zupełnie nowego.

Robertson pierwsze spotkanie w pełnym wymiarze rozegrał w Premier League już w 2. kolejce przeciwko Crystal Palace. Liverpool tamto spotkanie wygrał i nie stracił bramki. Następnie w pierwszym składzie wybiegł w 5. serii gier. Tym razem the Reds zremisowali 1:1 z Burnley na Anfield. Następny mecz w lidze szkocki zawodnik rozegrał dopiero w 15. kolejce. Robbo głośno mówił wówczas, że nie jest zadowolony z tak małej ilości minut i liczy na więcej występów. Tak się też stało. Moreno, który do tego momentu grał niemalże każdy mecz w wyjściowej jedenastce, doznał kontuzji, a skorzystał na tym były zawodnik Hull, który napisał kawał pięknej historii w czerwonej koszulce. 

Konstantinos Tsimikas na swój prawdziwy chrzest bojowy czekał jednak znacznie dłużej. Poprzedni sezon w 1/3 spędził u klubowych lekarzy, a pozostałą jego część na ławce rezerwowych. Już na samym początku swojej przygody w Anglii, Grek zmagał się z urazem uda. Po kilku tygodniach wrócił, żeby posiedzieć na ławce rezerwowych i… doznał kontuzji kolana. 

Kiedy już był zdrowy to wciąż prawie w ogóle nie oglądaliśmy go na boisku. Klopp często mając zdrowego Greka, kiedy chciał dać odpocząć Robertsonowi, to na lewej obronie wystawiał poczciwego Jamesa Milnera. Aklimatyzacja się przeciągała. Fabinho również po zmianie barw nie odgrywał od razu tak kluczowej roli, Klopp powoli wdrażał go w swój plan, ale mimo wszystko zatrybiło to o wiele szybciej. Przez wielu fanów Premier League w Polsce, transfer greckiego zawodnika został nawet okrzyknięty najgorszym ruchem w letnim okienku transferowym. Ciężko się było jednak z tym zgodzić, bo mówiliśmy o chłopaku, który nie dostał nawet prawdziwej szansy. Finalnie Tsimikas w sezonie 2020/2021 rozegrał w Premier League zaledwie 7 minut: 5 w przegranym 1:4 meczu z Obywatelami na Anfield i 2 minutki Jürgen Klopp dorzucił mu w wygranym 3:0 spotkaniu przeciwko Burnley. Organizm Robertsona miał zostać odciążony, ale rzeczywistość okazała się inna. Szkot rozegrał jeszcze więcej meczów. Sezon 2020/2021 Andy Robertson skończył z 50 grami w Liverpoolu na liczniku, by później udać się jeszcze na Euro. 

Teraz jednak nadeszło nowe rozdanie. Gwiazdy wydają się sprzyjać Kostasowi, który najpierw zaliczył naprawdę udany okres przygotowawczy, a tuż przed startem ligi wykorzystał kontuzję Robertsona i wskoczył do składu na 1. kolejkę rozgrywaną na Carrow Road. W pojedynku z Kanarkami zdarzały mu się pomyłki i momenty gapiostwa (tutaj przed oczami każdy ma pewnie wymowne zachowanie Milnera, który wstrząsnął młodszym kolegą po jednej ze strat, która mogła okazać się fatalna w skutkach), ale trzeba powiedzieć sobie szczerze, że Robertsonowi także czasami odetnie prąd. Ogólny występ Tsimikasa trzeba jednak zaliczyć na plus. Tsimikas pokusił się nawet o oddanie groźnego strzału, co w przypadku Andy’ego Robertsona jest raczej rzadkością.

Wciąż jest daleko do wyciągania tak pochopnych wniosków mówiących, że Grek może wygryźć na stałe ze składu Szkota. Wszystko zależy od tego, jak Tsimikas wykorzysta czas pod nieobecność swojego kolegi z zespołu. 4 lata temu Robbo zrobił to perfekcyjnie z Alberto Moreno i to samo z pewnością postara się zrobić 25-letni Konstantinos Tsimikas. Jeśli nie stanie się pierwszym wyborem niemieckiego szkoleniowca, to może nareszcie w Liverpoolu będziemy mieli godnego zmiennika, który odciąży walecznego wojownika z północy, a lewa flanka zespołu Kloppa nie straci przy tym na jakości. 



Autor: Piotr Grymm
Data publikacji: 18.08.2021