WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1348

Wywiad z Danielem Aggerem

Artykuł z cyklu Artykuły


Jest zimno, mokro i szaro. Powiew znad Zatoki Køge przynosi lodowaty podmuch. Nadchodzi duńska zima.

Daniel Agger wyłania się z wejścia na Capelli Sport Stadium i unosi rękę na powitanie.

W czasach gry w Liverpoolu, ten pełen klasy środkowy obrońca był nieugięty w kwestii tego, że w dniu w którym odwiesi na kołek swoje buty jednocześnie zakończy definitywnie swoją karierę w piłce nożnej. Kariera trenerska go nie pociągała – miał inne zawodowe i biznesowe plany, które zamierzał realizować. Pragnął życia z dala od światła reflektorów.

Kiedy w 2016 roku, po swoim drugim pobycie w Brøndby, podjął decyzję o zakończeniu kariery, przeniósł się wraz ze swoją rodziną do zaprojektowanej przez jego żonę Sofie luksusowej willi u podnóża gór Ronda, niedaleko Marbelli w Hiszpanii. Było tam spokojnie i sielankowo.

A jednak, po ponad pięciu latach, jesteśmy z powrotem w jego ojczystej Danii, gdzie Agger od sześciu miesięcy zajmuje stanowisko trenera drugoligowego zespołu HB Køge. Po treningu przed mającym się odbyć następnego wieczoru meczem z Esbjergiem, 36-latek siada, by udzielić nam wywiadu.

- Kiedy mówiłem wcześniej, że nigdy nie wrócę do piłki nożnej, byłem tego pewien na 100 % - mówi w wywiadzie dla The Athletic.

Więc co się zmieniło?

- Wraz z upływem czasu zacząłem rozumieć, że przerwałem swoją karierę i skończyłem grać stanowczo zbyt wcześnie. Mój czas jeszcze wtedy się nie skończył. Czułem, że wciąż mam wiele do zaoferowania.

- Inną kwestią było to, że chociaż prowadzę z sukcesem wiele firm i sprawy mają się dobrze, to żadna z nich nie przyniosła mi tego, co dawała mi piłka nożna. Miałem poczucie pustki.

- Wielu byłych piłkarzy opowiada o tęsknocie za szatnią, ale tego mi nie brakuje. Ja tęsknię za tym uczuciem zwycięstwa, za emocjami związanymi z byciem na boisku, z decydowaniem o losach spotkania.

- Ten dreszcz emocji, który ma miejsce w przypadku wygranej. Nie da się tego powtórzyć, skopiować. Nie mówię teraz o trofeach, ale o próbach zwyciężenia w każdym jednym meczu. Mnie jako zawodnikowi to właśnie dawało motywację. To to sprawiło, że z dzieciaka w Danii stałem się piłkarzem wybiegającym na boisko na Anfield. Teraz jako trener doświadczam czegoś podobnego. Jeśli dobrze sobie radzę, to chcę być jeszcze lepszym.

Rozmowa z byłym kolegą z drużyny i przyjacielem, Stevenem Gerrardem dodatkowo podsyciła jego wiarę w to, że podjęcie się roli trenera pozwoli mu na wypełnienie pustki.

- Stevie wiedział, że wcześniej moje podejście do tego tematu sprowadzało się do „nie ma mowy”, ale powiedział mi, że jego zdaniem to jest nawet lepsze niż bycie piłkarzem – mówi Agger.

- Pomyślałem sobie wtedy, że jeśli on mówi coś takiego, przy tym wszystkim co osiągnął jako gracz, to musi w tym być jakieś ziarno prawdy. Nie powiedziałbym, że zostałem trenerem dzięki tej jednej rozmowie kilka lat temu. Zmierzałem w tym kierunku, ale ta rozmowa na pewno odegrała pewną rolę przy podejmowaniu decyzji.

- Zdecydowanie się na tę pracę nie było z mojej strony nagłą zmianą zdania. Po prostu przygotowywałem się i czekałem na moment, w którym będę gotowy. Spędziłem trochę czasu w Brøndby, a także w klubie, w którym w Hiszpanii grali moi synowie. Zacząłem oglądać piłkę nożną z całkowicie nowej perspektywy. Myślałem o różnych pomysłach i scenariuszach oraz o tym, jak chciałbym pracować. W końcu nadeszła ta chwila, w pierwszej połowie tego roku, kiedy powiedziałem sobie: „Ok, teraz to jest ten czas”.

Podczas tego trwającego półtorej godziny wywiadu Agger jest wciągającym towarzyszem rozmowy. Nie ma tematów tabu. Otwarcie opowiada o momentach chwały i o dotkliwych porażkach w czasie swojej ośmioletniej kariery na Anfield, która była naznaczona szeregiem kontuzji.

Pierwszy raz opowiada o tym, jak bliski był podpisania kontraktu z Barceloną i o żalu, jaki wciąż czuje w związku z tym, że jego kariera piłkarska zakończyła się w rozczarowujący sposób kiedy miał 31 lat. Agger opisuje, czemu jego relacje z trenerem Liverpoolu Brendanem Rodgersem uległy pogorszeniu oraz dlaczego postanowił podjąć wyzwanie i odwrócić losy Køge.

Agger dla Liverpoolu rozegrał 232 spotkania, a za swoją lojalność i jakość gry był uwielbiany przez the Kop. Jest też kochany w Brøndby, w którym spędził swoje chłopięce lata i któremu pomógł zdobyć tytuł przed tym, jak w styczniu 2006 roku podpisał kontrakt wart 5,8 milionów funtów i przeniósł się na Anfield. Jego status bohatera został dodatkowo ugruntowany, kiedy o schyłku swojej kariery Agger powrocił do Brøndby. W barwach reprezentacji Danii wygrał 75 spotkań i pełnił rolę kapitana drużyny.

Jednak mimo tej listy osiągnięć w dalszym ciągu męcząca jest myśl, co jeszcze mogło się wydarzyć.

- Tak, czuję niedosyt, na sto procent. - przyznaje.

- Po prostu to wszystko skończyło się tak szybko. Nie czuję, żebym dał z siebie co najlepsze. Zawsze byłem przekonany, że stać mnie było na więcej i że mogłem przejść na wyższy poziom.

- Zawsze ciężko pracowałem, byłem sprytny i prowadziłem właściwy styl życia, ale mogłem zrobić więcej. Byłoby lepiej, gdybym miał trochę więcej szczęścia z kontuzjami. Zawsze zdarzały się w niewłaściwych momentach. To także motywuje mnie teraz do powrotu do piłki nożnej.

Agger, jego żona Sofie oraz ich trzech synów: 12-letni Jamie, 9-letni Mason i 3-letni Billy przeprowadzili się w tym roku z Hiszpanii z powrotem do Kopenhagi. Køge położone jest 40 minut drogi od stolicy Danii.

Za sobą zostawili swój dom położony w resorcie La Zagaleta w Benahavís, z którego podziwiać można było oszałamiający widok na Gibraltar. W pogodne dni mogli stamtąd dostrzec nawet wybrzeże Afryki.

- To najlepsze miejsce w Hiszpanii – mówi Agger wyciągając swój telefon, żeby potwierdzić swoje twierdzenia.

- Nieruchomości tam to zupełnie inny poziom. Jürgen Klopp i jego piłkarze odwiedzili nas podczas swojej wizyty w Marbelli przed finałem Ligi Mistrzów (w 2018 r.). Sprzedaliśmy nasz pierwszy dom i wybudowaliśmy nowy 500 metrów dalej. Mamy kilka naprawdę ciekawych projektów.

- Moja żona, która jest architektem, tak naprawdę nie chciała wracać do Danii. Pogoda tam była wspaniała. Kiedy tutaj jest zimno i pada, to czasem pyta mnie: „Daniel, co my wyprawiamy?” Ale zawsze mówi to ze śmiechem. Bardzo mnie wspiera. Chłopcy musieli przyzwyczaić się do pewnych drobnych zmian, jak na przykład do noszenia kurtki przez cały czas, ale międzynarodowa szkoła do której chodzą w Kopenhadze jest świetna.

- Wcześniej mieszkaliśmy w tak pięknym miejscu, ale czułem pustkę. Kiedy grałem zawodowo nienawidziłem sławy jaka wiązała się z byciem piłkarzem, ale kiedy przestałem grać, zacząłem tęsknić nawet za tym.

Agger podpisał kontrakt z Liverpoolem, prowadzonym przez Rafę Beniteza, mając 21 lat i odegrał obok Jamiego Carraghera ważną rolę w drodze the Reds do finału Ligi Mistrzów w Atenach w 2007 roku.

Jego precyzyjna akcja i zdobyta bramka po rzucie wolnym wykonanym przez Gerrarda pozwoliła w drugim meczu półfinału, rozgrywanym na Anfield, na wymazanie przewagi Chelsea z poprzedniego spotkania. Liverpool wytrzymał tę nerwową sytuację i zwyciężył w rzutach karnych, zanim w finale rozgrywek został pokonany przez AC Milan.

- Stevie i ja nigdy nie próbowaliśmy czegoś takiego na treningach, tylko o tym rozmawialiśmy – mówi Agger.

- Dwa razy spróbowaliśmy wprowadzić ten pomysł w życie, i dwa razy udało nam się zdobyć bramkę. Gol przeciwko Benfice, kilka lat później, był nawet lepszy niż ten w meczu z Chelsea, ale przegraliśmy tamto spotkanie.

- Ludzie mówią o półfinale przeciwko Chelsea, ale drugi mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów z Barceloną był tym momentem, kiedy doświadczyłem najlepszej w swoim życiu atmosfery na Anfield. To był jeden z najlepszych zespołów Barcelony w historii, z Ronaldinho.

- Sezon wcześniej wygrali Ligę Mistrzów, ale mimo to udało nam się wygrać z nimi ostatecznie 2:1. Pamiętam jak ja i Carra patrzyliśmy na siebie na Camp Nou po drugiej bramce i pomyśleliśmy, że nieźle to wygląda!

- Ja i Carra dobrze się nawzajem uzupełnialiśmy. Byliśmy różnymi typami zawodników, ale mieliśmy podobne nastawienie i mentalność zwycięzców. Carra był piłkarzem, na którym zawsze można było polegać. Dla mnie jako młodego zawodnika dopiero próbującego znaleźć swoje miejsce w drużynie, ważne było mieć obok siebie kogoś takiego jak Carra. W piłce nożnej nie chodzi o to, jaki jest najwyższy poziom twojej gry, tylko jaki jest ten poziom, kiedy grasz najsłabiej, a u niego nawet ten poziom był bardzo wysoki.

- Hałas na stadionie, kiedy wyszliśmy na boisko, żeby rozegrać drugi mecz przeciwko Barcelonie… Nigdy czegoś takiego nie czułem. Widziałem obserwując twarze ich zawodników, że oni myślą to samo.

- Przegrana w Atenach była największym rozczarowaniem mojej kariery. Nie byli od nas lepsi tamtej nocy.

Złamanie kości stopy przerwało dla Aggera sezon 2007/2008, a w lipcu 2009 roku doznał kontuzji pleców podczas przedsezonowej trasy zespołu w Singapurze, która to kontuzja miała dla niego poważne konsekwencje.

- Próbowałem wykonać uderzenie głową, oderwałem nogi i wylądowałem na plecach – mówi.

- Tego wieczoru musieliśmy lecieć do Liverpoolu, a ja nie mogłem usiąść. Od tego dnia z moimi plecami było naprawdę źle, często miałem różnego rodzaju urazy mięśniowe, które zawsze dotyczyły moich pleców lub były z nimi związane.

- Bez przerwy odczuwałem ból. Brałem mnóstwo leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych. W pewnym momencie do tego wszystkiego doszedł przesunięty dysk. Kiedy urodził się mój syn, nie byłem w stanie nawet podnieść go z łóżka. Wtedy powiedziałem sobie: „Wystarczy, potrzebna jest operacja”.

Agger jako trener został ukształtowany przez to, czego doświadczył jako zawodnik – zarówno przez dobre, jak i złe momenty kariery.

- Michael Laudrup był moim pierwszym profesjonalnym menedżerem (w Brøndby) i wiele się od niego nauczyłem – dodaje Agger.

- Trenerem mojej reprezentacji był Morten Olsen, był naprawdę dobry. Silną stroną Rafy Beníteza były natomiast sprawy taktyczne.

- Uwielbiałem grać dla Kenny’ego Dalglisha i Steve’a Clarke’a. Kenny i jego sposób zarządzania kadrą, jego sposób radzenia sobie z zawodnikami i motywowania ich był genialny.

- Nawet Brendan, on też jest naprawdę topowym menedżerem. Uwielbiałem jego sesje treningowe. Wiele wyniosłem z pracy z nim. Ale też są pewne rzeczy, które robił, a co do których pomyślałem: „czegoś takiego nigdy nie będę robił”.

- To ważne, żeby mieć jasno ustalone, czego zdecydowanie nie chcesz robić i w którym kierunku z całą pewnością nie chcesz podążać. Nauczyłem się również, biorąc pod uwagę tez swój charakter, że to czego chcę to być w stu procentach szczerym i bezpośrednim. Piłkarze mogą się ze mną nie zgadzać, ale nigdy nie mogą mi zarzucić, że nie mówię im prawdy.

- Każdy wie, na czym stoi i każdy na to zasługuje. Czasem usłyszenie prawdy może zaboleć, ale z upływem czasu ludzie to docenią. Takie postępowanie jest lepsze niż mówienie jednego, a robienie czegoś całkowicie innego. Dla mnie to chyba najgorsza rzecz, nie tylko w piłce nożnej, ale generalnie w życiu. Miałem kilkoro trenerów, którzy tak właśnie robili. Niektórzy nie robili tego celowo, niektórzy może byli zbyt przestraszeni perspektywą powiedzenia pewnych rzeczy wprost, ale jako zawodnik wyczuwasz co się dzieje. Szczególnie kiedy widzisz innych piłkarzy traktowanych w taki sposób i masz świadomość, że pewnego dnia tym będziesz na ich miejscu. I to nigdy się nie sprawdzi, bo przecież zawodnicy ze sobą rozmawiają.

Łańcuch wydarzeń, które doprowadziły do odejścia Aggera z Liverpoolu w sierpniu 2014 r. nadal jest dla niego niezrozumiały. Nadal pozostaje tajemnicą, dlaczego wypadł z łask Rodgersa krótko po tym, jak został wicekapitanem drużyny latem 2013 roku, po odejściu Carraghera.

Martin Škrtel i Mamadou Sakho – to oni byli preferowaną kombinacją defensywną Rodgersa podczas walki o tytuł, która to walka zakończyła się złamanym sercem. Czasami Kolo Touré był wybierany do składu przed Aggerem.

- W tamtym momencie byłem zszokowany i chciałem otrzymać wyjaśnienia, jednak nikt mi go nie dał – opowiada.

- Nawet teraz chciałbym się dowiedzieć, co się w zasadzie wydarzyło. Dlaczego w ciągu zaledwie kilku tygodni z wicekapitana i zawodnika pierwszego wyboru stałem się czwartym środkowym obrońcą w zespole? To było bardzo dziwne.

- Próbowałem wtedy rozmawiać z Brendanem, ale powiedział mi, że nic złego się nie wydarzyło, że wszystko jest w porządku. Powiedział, że jestem ważnym elementem jego planu, ale nie pokazał mi tego. Rozegrałem w tamtym sezonie 20 spotkań ligowych i wygraliśmy prawie wszystkie z nich (17). Nie mówię, że to był mój najlepszy sezon, ale jeśli chodzi o wyniki radziliśmy sobie bardzo dobrze, wiele razy utrzymaliśmy czyste konto. Mówiąc wprost wydawało mi się, że jak tylko miał szansę, odsuwał mnie na bok.

Jakie były zdaniem Aggera powody, dla których został odsunięty na boczny tor?

- Nie wiem, może dlatego, że potrafię być całkiem bezpośredni i jestem osobą o silnym charakterze – mówi.

- Każdy z innych zawodników w drużynie, który wyrażał na głos swoje opinie i mówił co myśli, opuścił klub w trakcie tego sezonu, krótko przed lub krótko po – ja, Pepe Reina, Dirk Kuyt, Glen Johnson, Stevie i Carra.

- Może to był element planu, którego celem była przebudowa całego zespołu. Spotkałam Brendana kilka lat temu, podczas wydarzenia charytatywnego, które organizował Kasper Schmeichel i jego żona w Danii. Zapytałem wtedy Brendana, czy moglibyśmy później porozmawiać, i powiedział „jasne”, a potem zniknął zanim mieliśmy możliwość tej rozmowy.

- Nadal chcę z nim pogadać. Teraz nie żywię już urazy, ale musi być coś, co jest mi w stanie powiedzieć na temat przyczyn tej zmiany. Z tego co słyszę, teraz jest innym trenerem. Każdy uczy się na błędach.

- Media rozpisywały się wtedy, że to ja poszedłem do Brendana płacząc i mówiąc, że chce wrócić do Danii, tam grać. W rzeczywistości sytuacja była dokładnie odwrotna. Poszedłem zobaczyć się z Brendanem i powiedziałem, że nie rozumiem, dlaczego nie gram, ale szanuję jego decyzję. Robiłem na treningach wszystko, żeby wrócić do drużyny. Za każdym razem, kiedy grałem, wykonywałem swoje zadania – w końcu jednak uznałem, że mam dość.

Cała ta sytuacja osiągnęła swoje apogeum w kwietniu 2014 roku. Po wygranej the Reds 4:0 z Tottenhamem, Agger desperacko starał się utrzymać swoje miejsce w zespole. Miał drobne problemy z kolanem, ale mając na horyzoncie zbliżające się spotkanie na Anfield z Manchesterem City, nie chciał przegapić meczu wyjazdowego z West Hamem

- Mieliśmy spotkanie i Brendan powiedział, że mam się nie martwić tym meczem, że potrzebuje mnie na mecz z City i że sobie z tym poradzą. Powiedziałem mu, że naprawdę chcę zagrać i że jestem gotowy, ale był nieugięty i uznał, że najlepiej będzie mnie zatrzymać na mecz z Manchesterem City.

- Więc w meczu z West Hamem nie zagrałem, a potem trenowałem cały tydzień, żeby się przygotować. W końcu nadszedł mecz z Manchesterem City i zostałem pominięty. Brendan powiedział: „Wiesz, nie mogę zmieniać składu zespołu, który wygrywa”. To mnie niesamowicie zirytowało. Powiedziałem sobie: „Dobra, koniec tych bzdur, zrobię to po swojemu”. Wyglądało to jak opera mydlana, jakby mówił pewne rzeczy, których naprawdę nie miał na myśli.

Żeby w pełni zrozumieć siłę emocji Aggera, trzeba dostrzec lojalność, jaką pokazał Liverpoolowi podczas trudnego okresu w historii klubu. Latem, zarówno w roku 2012 jak i 2013, Barcelona desperacko próbowała go sprowadzić do siebie. Również City wyrażało zainteresowanie piłkarzem i jego grą na Etihad.

- Za każdym razem, kiedy otrzymywałem dobrą ofertę, mówiłem Brendanowi, że skoro nie widzi dla mnie miejsca w swoich planach to chcę odejść. Jednak Brendan chciał, żebym został i wypełnił swój kontrakt – mówi dalej Agger.

- Uwielbiałem grać w Liverpoolu. Moja rodzina kochała to miejsce. Gdyby Brendan powiedział, że nie jest na sto procent przekonany do mnie, to bym odszedł. Brendan jednak powiedział, że chce mnie w klubie, jednak nie wydaje mi się, żeby to była prawda.

- Jak bliski byłem transferu do Barcelony? Miałem już przed sobą kontrakt. Musiałem tylko chwycić długopis i złożyć podpis. Mógłbym to zrobić, bo Liverpool doszedł do porozumienia z Barceloną co do ceny. W tamtych czasach to była bardzo duża kwota za obrońcę, około 17 milionów funtów.

- Oni to zaakceptowali, ja też zaakceptowałem warunki. Pamiętam, że moje wynagrodzenie miało być trochę mniejsze, ale nie miałem z tym problemu. I w dniu, w którym miałem podpisać umowę, pojawiło się City z lepszą ofertą. Wtedy Liverpool wrócił do Barcelony i powiedział im, że „teraz cena jest taka”.

- Na to Barcelona odpowiedziała, żebyśmy spieprzali, mamy umowę i nie możemy jej teraz zmienić. Mój agent powiedział mi, że Barcelona nie chce brać udziału w żadnej licytacji, a już na pewno nie z City. Poszedłem porozmawiać z klubem i powiedziałem im, że nie obchodzi mnie, ile zaoferowało City, nigdy nie będę dla nich grał, więc niech o tym zapomną. Liverpool trzy razy próbował mnie jeszcze przekonywać, bo City ciągle zwiększało kwotę, którą byli skłonni za mnie zapłacić.

- Ja jednak powiedziałem, że nie ma takiej opcji. Nigdy nie będę grał dla rywala Liverpoolu. Jedyny klub, do którego mogę odejść, to Barcelona. Liverpool jednak zdenerwował Barcelonę tak bardzo, że ostatecznie nic z tego nie wyszło.

- Nie przeszkadzało mi zostanie w klubie. Może powinienem być bardziej agresywny, ale to nie w moim stylu. Uwielbiałem Liverpool i to było miejsce, w którym chciałem skończyć swoją karierę. Jednak to było możliwe tylko jeśli trener chciałby mnie zatrzymać w zespole.

- Patrząc wstecz, gdybym wiedział jak będzie wyglądała sytuacja w 2013 i 2014 roku, to tego poprzedniego lata powiedziałbym: „W porządku, chcę się przenieść do Barcelony”.

Agger, którego jedynym dużym osiągnięciem z the Reds był Puchar Ligi Angielskiej w 2012 r., jest przekonany, że transfer do Katalonii znacząco przedłużyłby jego piłkarską karierę.

- Tak, o trzy, cztery, może nawet pięć lat – podkreśla Duńczyk.

- Tam gra się inny rodzaj piłki, mniej fizyczny. A poza tym jest tam ciepło, co też pomogłoby mi z problemami z plecami.

Zamiast tego, 12 miesięcy po tym, jak był celem Barcelony, wrócił do Brøndby, którego trenerem wówczas był obecny menedżer Brentford, Thomas Frank. Z zewnątrz wyglądało to jak dziwny ruch dla należącego do piłkarskiej elity i jedynie 29-letniego obrońcy, który miał jeszcze dwa lata do zakończenia kontraktu. Odstępne wynosiło jedynie 3 miliony funtów.

Na stole pojawiło się jeszcze kilka bardziej korzystnych ofert, od wyższej klasy klubów z Europy, ale Agger nie chciał ustąpić.

- Powiedziałem Liverpoolowi, że nie mam nawet zamiaru patrzeć na te oferty. Powiedziałem, że albo wrócę do Brøndby, albo będę po prostu spokojnie dalej grzał miejsce w klubie – opowiada.

- Po tym jak powiedziałem, że nadszedł czas, żebym odszedł, Brendan stwierdził, że „potrzebują mnie tutaj”. Liverpool chciał mnie sprzedać do innego klubu, ale byłem już tak zirytowany ich postępowaniem, że uznałem, że teraz ja tutaj będę ustalał zasady.

- To byłem typowy ja, bo kiedy pojawi się jakaś myśl w mojej głowie, a w szczególności, kiedy coś mnie zdenerwuje i kiedy czuję, że jestem wkurzony, to myślę sobie: „teraz ja im pokaże, kto tutaj rządzi”.

- Sposób, w jaki zakończyła się moja przygoda z Liverpoolem był jednym z elementów, który przyczynił się do końca mojej kariery. Patrząc na to z perspektywy piłkarskiej, zawodowej, to nie była najmądrzejsza decyzja. Popełniłem ogromny błąd nie wiedząc, do czego wracam.

- Kochałem każdy dzień w Brøndby. Fani byli niesamowici. Nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego do tego, co działo się kiedy wróciłem do domu. Ale ponownie, z perspektywy czasu dostrzegam, że to była kolejna zła decyzja. Nie sprawdziłem dokładnie, w jakim stanie znajduje się Brøndby. Byli blisko bankructwa, ostatniego dnia uratowali się przed spadkiem w lidze. W klubie panował chaos.

Podczas dwóch sezonów spędzonych w Brøndby Agger rozegrał 45 spotkań, do momentu, kiedy zakończył swoją karierę w 2016 roku. Ból osłabił jego entuzjazm. Po przekroczeniu granicy maksymalnych dopuszczalnych dawek, kiedy leki sprawiły, że podczas meczu rok wcześniej przeciwko Kopenhadze nie był w stanie grać, przestał brać leki przeciwzapalne.

- Nie mogłem sobie wyobrazić dalszej pracy w Brøndby, ale jednocześnie nie mogłem znowu zmienić klubu – mówi.

- Czułem raczej, że mogę albo zostać jeszcze jeden rok w Brøndby, albo zakończyć karierę. Pamiętam jak myślałem, że połowa roku jest tutaj niesamowicie mroźna. Moje plecy były w złym stanie, tak samo kolano. Męczyłem się codziennie, żeby się rozgrzać.

- Nie żałuję swojej decyzji o zakończeniu kariery, raczej tych decyzji, które doprowadziły mnie do tego punktu.

Sposób, w jaki zakończyła się jego gra w Liverpoolu nie osłabił jego uczuć ani do tego klubu, ani do samego miasta. Na kostkach swojej prawej dłoni ma wytatuowane litery „YNWA” – skrót od legendarnego hymnu the Reds.

- To dla mnie wiele znaczy, te emocje, które ja i moja rodzina odczuwaliśmy będąc w Liverpoolu. Tam nigdy nie byliśmy sami. Moja rodzina zawsze świetnie się tam czuła. Za każdym razem, gdy w domu rozmawiamy o Liverpoolu, moje dzieci się uśmiechają.

- Mieszkaliśmy niedaleko Calderstones Park. Pamiętam, że moja żona była w szoku, kiedy pewnego dnia jechała autobusem do centrum miasta, gdzie pracowała w hotelu Radisson. Pewna pani siedząca w autobusie obok niej zaczęła z nią rozmawiać i to zdarzało się codziennie. W Danii nie ma szans, żeby wydarzyło się coś podobnego.

- To co odkryłem, to że w Liverpoolu ludzie się cieszą z sukcesu innych. Nie ma nic gorszego niż ludzie, którzy nie są w stanie pogodzić się z cudzym sukcesem. Nawet moje dzieci i moja żona, nie mając przecież żadnych bezpośrednich związków z piłką nożną, czuli to w Liverpoolu każdego dnia, więc to jest prawdziwa cecha tego miasta. Na pewno będziemy wracać do tego miasta przez resztę naszego życia.

-Daniel Agger jest w tym kraju kimś na miarę gwiazdy rocka. Duńczycy darzą innych szacunkiem, ale kiedy jesteś kimś jak Daniel, kto grał przez wiele lat w Liverpoolu i do tego masz odpowiednią osobowość, wtedy po prostu ludzie traktują cię jak gwiazdę – mówi Anders Bay, dyrektor w Køge

Bay odegrał kluczową rolę w sprowadzeniu byłego obrońcy the Reds do klubu. Pracowali razem jeszcze w Brøndby. Równie ważny w tym procesie był Per Rud, dyrektor sportowy Køge, który prowadził rozmowy z agentami jeszcze przed rozpoczęciem styczniowego okna transferowego.

- Kiedy Daniel skończył grać, mówił, że to koniec, że nie wróci nigdy do piłki nożnej. Ale miałem przeczucie, że to wszystko kwestia czasu – wyjaśnia Bay.

- Kiedy był w Hiszpanii, rozmawialiśmy i powiedziałem Perowi, że myślę, że mamy szansę, żeby daniel został menedżerem.

- Wiedziałem, że miał już kilka ofert. W przypadku Daniela jest tak, że jeśli angażuje się w coś, to całym sobą. Nasze rozmowy trwały około dwóch, trzech miesięcy. Mieliśmy kilka spotkań i w końcu powiedział: „OK, jestem gotowy”. Dla klubu takiego jak ten, jego obecność pomaga podnieść prestiż drużyny. Zaufał nam, a my byliśmy gotowi, kiedy chciał rozpocząć swoją trenerską karierę.

Większościowym udziałowcem Køge jest urodzony w Libanie, a mieszkający w Nowym Jorku przedsiębiorca George Altirs, który jest również właścicielem firmy ze sportową odzieżą pod firmą Capelli Sport.

Roczny budżet w wysokości 1,5 miliona funtów jest daleki od tych, które można spotkać w Premier League. Klub ma jednak trzyletni plan, by awansować do duńskiej Superligi.

Wydano obecnie pozwolenie na budowę dwóch nowych trybun, pozwalających na stworzenie sześciotysięcznego stadionu. W styczniu zamontowana ma zostać nowa sztuczna nawierzchnia.

- Obiecaliśmy sobie wszyscy, że w nadchodzących latach stworzymy coś razem – dodaje Bay.

- Chcemy awansować do Superligi. Gdybyśmy nie mieli w sobie tej ambicji, nie byłoby tutaj Daniela. Ale chcemy też zbudować ten klub we właściwy sposób.

- To nie jest dla Daniela prosta przeprawa. Ma w sobie wiele chęci i ma silną mentalność zwycięzcy, ale cierpliwość nie jest jego najmocniejszą stroną. Ta praca rozwija go i jako trenera, i jako człowieka.

Pierwszy sezon Aggera z pewnością nie był łatwy. Køge znajduje się obecnie w środkowej części tabeli przed nachodzącą, dwumiesięczną przerwą zimową. Kryzys związany z kontuzjami sprawił, że w meczu z Esbjerg nie miał do dyspozycji kilku zawodników z pierwszego składu.

Wśród nieobecnych znalazł się między innymi były obrońca Liverpoolu, Jon Flanagan, który został zakontraktowany w ramach wolnego transferu po opuszczeniu przez niego belgijskiego Charleroi. Zagrał w dwóch spotkaniach, zanim doznał kontuzji stopy.

- Flanno miał operację w Anglii, a obecnie jest w trakcie rehabilitacji – mówi Agger.

- Potrzebujemy jego doświadczenia. Potrzebujemy tej jakości, którą wnosi do gry. Potrzebujemy go, aby dawał przykład innym. Oczekuję od niego dużo.

- Z 12 zawodników, których nie mamy obecnie do dyspozycji, siedmiu albo ośmiu występowałoby bezpośrednio w pierwszym składzie.

- Jedenastu zawodników opuściło klub po poprzednim sezonie, a sprowadziliśmy siedmiu albo ośmiu. Mamy duży zespół, ale jego znaczną część stanowią młodzi piłkarze. Dobrze sobie radzą, ale wiesz, jak to jest z młodymi zawodnikami, raz idzie im lepiej, a raz gorzej.

- Musiałem się przystosować do tego, aby dostać się do głów tych graczy. Co rozumieją i w jaki sposób? Podczas gdy dla mnie pewne rzeczy są po prostu naturalne, tak w tym przypadku tak nie jest.

- To było dobre doświadczenie, szczególnie jeśli chodzi o małe detale w niektórych ćwiczeniach treningowych. Myślisz sobie: „W porządku, poradzimy sobie z tym”. Najpierw musimy poradzić sobie tutaj, a dopiero potem możemy iść dalej.

- Pod względem technicznym są to naprawdę świetni zawodnicy. Niektórzy z nich również są świetni pod względem ich mentalności. Wszystko jest tutaj [pokazuje na głowę – przyp. aut.], to tutaj jest to, co czyni największą różnicę. Sposób w jaki żyjesz i oddychasz piłką nożną.

- W tej lidze widzę to tydzień po tygodniu. Pomyłki się zdarzają, ponieważ piłkarze nie są uważni. Oglądają piłkę nożną, ale nie grają. To największa rzecz, którą muszę zmienić.

- Jedną rzeczą, której się nauczyłem jako trener, jest to, że musisz być przygotowany na rzeczy niespodziewane i umieć sobie z nimi radzić. To są często proste sprawy, na przykład przygotowujesz się na nadchodzącą serię spotkań, planujesz ją i nagle dwóch albo trzech piłkarzy jest kontuzjowanych, więc co do cholery zrobisz? Dobrze było doświadczyć tych rzeczy na tak wczesnym etapie. Możesz mieć plan A, ale potrzebujesz jeszcze planu B, C, D i E.

Agger, któremu asystuje były zawodnik Danii i obrońca Evertonu Lars Jacobsen, jest podekscytowany tym, co dzieje się poza boiskiem.

- Nowe boisko to będzie dla nas wielka sprawa. Odnieśliśmy wiele kontuzji przez grę na tej zniszczonej i wytartej nawierzchni – mówi.

- Nie możesz wykopać piłki w powietrze, żeby ktoś do niej dobiegł. Wszystko dzieje się tak szybko, że musisz grać prosto do zawodnika. To nie jest ten rodzaj piłki nożnej, który chcemy grać. Chcemy mieć możliwość rozgrywania odpowiednich podań, podbiegów – zamiast być zmuszonymi do ich opóźniania.

- Te wszystkie planowane udogodnienia pięknie się połączą. To będzie ładny stadion, jak już zostaną ukończone prace. Obecnie na mecze przychodzi około tysiąca kibiców, co jest niezłym wynikiem dla tej ligi, ale jest tutaj potencjał do przyciągnięcia w tym mieście wielu nowych fanów.

- Miałem wiele ofert w Hiszpanii, a też inne oferty w Danii. Ale jak tylko zrozumiałem, co sobą reprezentuje Køge i jakie mają aspiracje, poczułem, że w to wchodzę. Im więcej słyszałem o tym projekcie, tym bardziej byłem przekonany, że to idealne. Ja i Lars jesteśmy sobie w zasadzie równi, ale ostatecznie to jest moja odpowiedzialność. Znaleźliśmy się tutaj, ponieważ jest opracowany plan. Częścią tego planu jest stworzenie akademii dla młodych zawodników, która będzie wystarczająco dobra, by później wykorzystywać tych graczy – oczywiście, jeśli będą grali na odpowiednim poziomie. Chcemy zbudować ten klub od zera.

Agger nie rozpoczął swojej przygody jako trener, szukając wielkich zarobków. Jego mądre inwestycje, ulokowane daleko od świata piłki nożnej, zapewniają mu stałe i bezpieczne dochody.

Osiem lat temu ze swoim bratem Marco założył firmę KloAgger, zajmującą się kanalizacją. Firma ta przekształciła się w wielomilionowy biznes.

- Wiele lat temu mój brat znalazł wakacyjną pracę w podobnej firmie i miał poczucie, że jest w stanie zrobić to o wiele lepiej i przenieść tę działalność na wyższy poziom, wykorzystując przy tym cyfryzację. Firma się nieustannie rozrastała. Teraz mamy 18 ciężarówek – opowiada Agger.

- Mamy też firmę budowlaną w Hiszpanii, do tego rozpocząłem ostatnio nową działalność, coś nad czym pracowałem przez długi czas. Jako piłkarz nigdy nie miałem żadnych sponsorów. Nie potrzebowałem ich w tamtym czasie, a poza tym nie lubiłem brać udziału w sesjach zdjęciowych czy nagraniach. Otrzymywałem jednak mnóstwo ofert. I zawsze się zastanawiałem: „Dlaczego są mną zainteresowani? Czy to dlatego, że gram w Liverpoolu, czy kryje się za tym coś jeszcze?”

- Zgłębiając ten temat zdałem sobie sprawę, że wiele firm przeznacza pieniądze raczej na sponsorowanie czegoś, co im się podoba i co lubią, niż na coś co przyniesie firmie największe zyski. Przez ostatnie trzy lata pracowałem ze swoim zespołem nad opracowaniem algorytmu. Mogę dopasować daną osobę lub zespół do odpowiedniej marki i odwrotnie. Pracujemy dla kilku klubów piłkarskich, a także dla zespołów w Formule 1 i piłce ręcznej. W 2022 roku chcemy rozwinąć ten pomysł i przejść na wyższy poziom.

- Stworzyłem też największą na świecie społeczność dla osób związanych z tatuażem – 20 milionów użytkowników miesięcznie, 12 milionów pobrań naszej aplikacji. Zbudowaliśmy tę społeczność w ciągu ośmiu lat, jej częścią są najlepsi światowi artyści. Teraz tworzymy platformę pozwalającą na zarezerwowanie usług wybranego przez siebie artysty.

Agger prowadzi również fundację charytatywną Agger Foundation, która pomaga zbierać środki dla potrzebujących dzieci.

- Agger był moim idolem, kiedy byłem młodszy – mówi The Athletic środkowy obrońca Køge, Nemanja Cavnić.

Były obrońca reprezentacji Czarnogóry poniżej 21 lat podpisał ubiegłego lata kontrakt Køge, opuszczając ich ligowego rywala, klub Fremad Amager.

- Jestem ogromnym fanem Liverpoolu. Pierwszy mecz, który oglądałem odbył się z São Paulo (w finale Klubowych Mistrzostw Świata w 2005 r.). Przegraliśmy wtedy, ale od tego momentu zaczęła się moja miłość do Liverpoolu.

- Kiedy Daniel do mnie zadzwonił, wiedziałem, że musze się zgodzić. To była moja szansa, żeby grać dla legendy.

- Możesz łatwo dostrzec, czemu Daniel odnosił takie sukcesy jako piłkarz. Ma w sobie to skupienie – kiedy pracuje, to pracuje. Jest w stu procentach oddany temu, co robi. W relacjach z zawodnikami jest bardzo otwarty i zawsze możemy na niego liczyć. Spodziewałem się, że będzie bardziej agresywny i że będzie krzyczał, ale jest niesamowicie spokojny, nawet po porażkach.

Cavnić rozmawia z nami stojąc w tunelu po zdecydowanym zwycięstwie zespołu 3:0 nad drużyną Esbjergu. Nadzieje na wejście do pierwszej szóstki tabeli, zanim składająca się z dwunastu zespołów liga z nadejściem nowego roku podzieli się na dwie, wzrosły.

Siedmiu piłkarzy, którzy wybiegli na boisko w wyjściowym składzie, ma 22 lata lub mniej – jednak zespół, mimo, że poważnie osłabiony przez kontuzje, rozegrał dobre spotkanie.

Po bramce Pierre’a Larsena, trafionej z rzutu karnego, wynik podwyższył nigeryjski napastnik Effiong Nsungusi, a losy spotkania ostatecznie przypieczętował gol samobójczy zawodnika Esbjergu, Viktora Tranberga. Tym samym Køge zapewniło sobie cenne punkty przed zimową przerwą. Na boisku podczas tego meczu dominował Frank Assinki, młody środkowy obrońca pochodzący z Ghany.

- Daniel jest z nas niesamowicie zadowolony – dodaje Cavnic.

- Daliśmy mu powód do dumy, a teraz musimy po prostu utrzymać ten stan rzeczy. Zrobimy wszystko, by znaleźć się w najlepszej szóstce tabeli. Buduje tutaj kulturę gry. Jego styl jest podobny do tego, co reprezentował sobą jako piłkarz. Chce, żebyśmy cały czas uważali na piłkę i byli pewni w jej posiadaniu.

- Dla Daniela to dopiero początek. Jestem pewien, że ma przed sobą wielką przyszłość jako trener. Nie mam żadnych wątpliwości, że znajdzie się na szczycie – jedynym pytaniem z mojej strony jest kiedy to nastąpi. Mam nadzieję, że dokona takich cudów jak Steven Gerrard.

Agger pozostaje w bliskich relacjach z Gerrardem i uważnie śledzi jego karierę trenerską, która zaprowadziła go z akademii Liverpoolu przez Glasgow Rangers do Aston Villi.

- Villa to dla niego dobry krok – mówi Agger.

- Nie chce umniejszać Rangersom, bo to wielki klub, ale tam już zdobył doświadczenie, wygrał to, co mógł i to był już dla niego czas przejścia na kolejny etap.

- Znam Steviego. Lubi się rozwijać, lubi być najlepszy – a żeby być najlepszym, musisz stawiać sobie wyzwania. Takim wyzwaniem dla niego będzie Aston Villa. Myślę, że to dla niego dobre.

A co Agger myśli o perspektywie Gerrarda jako następcy Kloppa w Liverpoolu? Kontrakt trenera the Reds wygasa w 2024 roku.

- Mam taką nadzieję, ale jednocześnie mam też nadzieję, że Klopp zostanie tam jeszcze kilka lat dłużej. Stevie musi teraz pracować i udowodnić sobie, kim jest i na co go stać. Kiedy to nastąpi, to wtedy będzie dobrym wyborem. Jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz podejmować ryzyko. Przyjmowanie oferty z Liverpoolu jest takim ryzykiem, w szczególności, jeśli masz zająć miejsce Kloppa. Ja to lubię. Do niczego w życiu nie dojdziesz, jeśli nie jesteś gotowy czegoś zaryzykować. Myślę, że on jest przygotowany, żeby to zrobić.

Agger zamierza wrócić do Liverpoolu ze swoim zespołem w styczniu w ramach wyjazdu integracyjnego. Chce, żeby jego zawodnicy mogli doświadczyć gry na Anfield. Jak dalej będzie wyglądać jego ścieżka kariery? Jakie ma cele?

- Zdecydowałem się na tę pracę, bo widzę w niej swoją przyszłość – dodaje.

- Lubię tworzyć i budować. Nie tylko w piłce nożnej, ale po prostu w życiu. Pomysł, który przedstawił mi właściciel klubu to zbudowanie samowystarczalnego klubu. Chce pokazać światu, że można osiągać wyniki, kiedy zarabiasz pieniądze. Przebudowa boiska pomaga budowie zespołu na boisku.

- Założeniem i wyzwaniem, jakie przed nami stoi, jest awans w ciągu trzech lat. Może to nawet zbyt wcześnie, ale taki jest nasz cel. Naprawdę chcieliśmy być w pierwszej szóstce tabeli w tym sezonie i to jest w dalszym ciągu możliwe.

- To nad czym muszę pracować, to moja cierpliwość, bo lubię widzieć rezultaty. Czasem jednak trzeba poświęcić rezultaty, by osiągnąć więcej w dłuższej perspektywie. Zajęło mi trochę czasu, żeby to zrozumieć.

- Rzadko zapominam o piłce nożnej, poświęcam jej mnóstwo czasu – zawsze starając się wydobyć ze wszystkich jeszcze trochę więcej. W ten sposób stajemy się lepsi.

- Dopiero zaczęliśmy. Teraz chodzi o pielęgnowanie tego, w co wierzymy i dawanie z siebie wszystkiego, żeby podążać w tym kierunku, bez drogi na skróty. Czerpię z tego radość. To coś czego jednocześnie chciałem i potrzebowałem.

James Pearce



Autor: AlexRedComrade
Data publikacji: 02.12.2021