WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1314

Liverpool stracił swoją tożsamość

Artykuł z cyklu Artykuły


Jürgen Klopp po końcowym gwizdku podszedł do kibiców Liverpoolu zgromadzonych na Stadionie imienia Diego Armando Maradony i przepraszająco uniósł ręce do góry.

- Z Liverpoolu do Neapolu trzeba długo lecieć. Musieli dużo poświęcić by się tu znaleźć, dlatego całkowicie rozumiem ich rozczarowanie. Pozostaje mi ich tylko przeprosić - wyjaśnił.

Liverpool pod wodzą Kloppa dał kibicom wiele wspaniałych wspomnień związanych z europejskimi pucharami. W zeszłym sezonie the Reds zostali pierwszą drużyną w historii Ligi Mistrzów, która wygrała wszystkie sześć meczów wyjazdowych z rzędu w drodze do finału w Paryżu.

Kontrast pomiędzy drużyną, która walczyła w zeszłym sezonie o zwycięstwo do końca na wszystkich frontach, a tą, która została upokorzona przez drużynę z Serie A był ogromny. Rzadko kiedy drużyny upadają tak szybko.

To najgorszy wynik Liverpoolu w Europie od przegranej 5-1 z Ajaxem w grudniu 1966 r. Tamto spotkanie zostało rozegrane w mgle tak gęstej, że trener Bill Shankly narzekał, że nie widział z linii bocznej co się działo na boisku. Tym razem jednak braki były widoczne jak na dłoni.

To nie była wielka niespodzianka. Ta porażka nieuchronnie nadchodziła. Liverpool zaczął sezon najgorzej odkąd w klubie Klopp przejął stery siedem lat temu, zdobywając tylko 9 punktów na 18 możliwych. Oczywiście przyczyniły się do tego kontuzje, ale problem tkwi głębiej. Tej nocy słaby początek zmienił się w poważne kłopoty.

Dlaczego Liverpool doznał najcięższej porażki w Europie od ponad pół wieku i w jaki sposób Klopp zatrzyma ten drastyczny spadek?

Fani co zrozumiałe są wkurzeni i sfrustrowani. Różnica pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością jest ogromna.

Nie można mówić, że to tylko kwestia sezonu przejściowego. Odejście Sadio Mané nie spowodowało aż takiego osłabienia drużyny.

"Naszym znakiem rozpoznawczym jest intensywność" - taki cytat z Pepa Lijndersa wisi na ścianie przy szatni gospodarzy na Anfield. Bez dwóch zdań, Liverpool stracił swój znak rozpoznawczy. Jest nie do poznania.

Alarmujące może być to, że przeciwnicy biegają więcej od nich. Napoli było pierwsze do każdej piłki w pierwszych 45 minutach. Włosi pokazali pasję w każdej formacji. Wygrywali każdą stykową sytuację.

Są dwa możliwe wytłumaczenia. Albo w drużynie Kloppa jest problem z odpowiednim podejściem, albo żniwo zbiera poprzednia wyczerpująca kampania, w której Liverpool rozegrał 63 mecze i kontuzje, które do tego doszły.

Klopp chwali Liverpool, że pod jego wodzą drużyna stała się "mentalnymi potworami" i potrafi odrobić straty. W Neapolu odpowiedź pojawiła się jednak gdy było już za późno. Nawet obrona rzutu karnego przez Alissona nie obudziła the Reds.

Aktywność na rynku transferowym również musi być brana pod lupę. Pozostawienie decyzji o wzmocnieniu linii pomocy na ostatnie chwile okienka było szalone. Właściciele powinni sięgnąć głębiej do kieszeni, bo potrzeba była nagła. Debiut Artura w meczu z Napoli pokazał, że wyzwaniem będzie doprowadzenie go do odpowiedniej formy po czterech miesiącach bez gry.

Sugerowanie, że problemy Liverpoolu wzięły się z nie wydania odpowiedniej kwoty na nowe talenty byłoby jednak uproszczeniem. Wystarczy popatrzeć na nazwiska zawodników, którzy zawodzą.

Mohamed Salah, Fabinho, Virgil van Dijk, Trent Alexander-Arnold czy Andy Robertson są wybitnymi graczami, ale żaden z nich nie gra na poziomie, do którego przyzwyczaił i to jest największy problem Liverpoolu. Wyglądają jakby stracili wiarę. Ich mentalność wydaje się być w ruinie. Powtarzają się te same błędy.

Van Dijk zaliczył swojego czasu serię 150 meczów we wszystkich rozgrywkach bez sprokurowania karnego. W ostatnich 7 meczach sprokurował już dwa. Salah zalicza najgorszy start sezonu, a przyjęcie piłki cały czas go zawodzi. Problemy na prawej flance są potęgowane przez nierówne występy Alexandra-Arnolda.

Joe Gomez zaliczył fatalny występ zanim został na drugą połowę zmieniony przez Joëla Matipa. Jakimś cudem James Milner, który na początku spotkania sprezentował Napoli bezsensowny rzut karny, którego na gola zamienił Piotr Zieliński, wytrwał na boisku godzinę, zanim został zmieniony przez wracającego po kontuzji Thiago.

Skład wybrany przez Klopp nie spisał się, a menadżer za wolno dokonał zmian. Rozpoczęcie meczu przez Milnera i Firmino już wskazywało, że Liverpoolowi będzie brakować szybkości. Darwin Núñez potrzebuje czasu by zaadaptować się do nowego środowiska, więc decyzja o posadzeniu go na ławce wydaje się dziwna.

W pomocy nie było równowagi. Nie było ataku na piłkę, więc wysoko ustawiona linia obrony Liverpoolu była cały czas narażona na ataki. The Reds stracili bramki w dziecinny sposób, a mogło być jeszcze gorzej.

- Byliśmy zdecydowanie za bardzo otwarci. Wyglądało to tak, jakby mieli jednego zawodnika więcej - przyznał Robertson.

- Nie możesz przyjechać w to miejsce i nie być wystarczająco zwarty. Byli o wiele lepszą drużyną.

- Zbyt wiele razy mieli miejsce by sprawiać nam problemy. Nie możesz grać tak daleko od siebie w wyjazdowym meczu Ligi Mistrzów. Musimy wrócić do podstaw i być bardziej zwarci. Musimy się szybko obudzić, bo nie możemy grać w taki sposób.

- Gdy byliśmy przy piłce, staliśmy za szeroko. Nie naciskaliśmy na nich pod ich bramką. Pomocnicy nie współpracowali. To był najmniej zwarty występ jaki widziałem od bardzo dawna - powiedział Klopp.

Najbardziej irytującym obrazkiem wieczoru może być sytuacja, w której Fabinho i Gomez stali i przyglądali się jak Andre-Frank Anguissa rozegrał piłkę z Zielińskim i zdobył drugą bramkę dla Napoli. Alexander-Arnold i Gomez zostali zbyt łatwo ograni przy bramce Giovanniego Simeone. Druga bramka Zielińskiego była z kolej karą za błąd w obronie przy prostym podaniu za plecy.

Co się stało z filozofią "każdy jest odpowiedzialny za wszystko" prezentowaną przez Kloppa? Mowa ciała była niepokojąca.

- Zabrakło wielu rzeczy. Musimy wymyślić się na nowo - powiedział menadżer po meczu.

- Musimy poprawić się we właściwie każdym aspekcie. Nie funkcjonujemy jako drużyna.

Klopp nie miał na myśli zmiany stylu czy formacji, a raczej ponowne ukształtowanie charakteru, który sprawiał, że jego drużynę tak trudno było powstrzymać w zeszłym sezonie.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, zwłaszcza, przed sobotnim meczem z Wilkami, ale mówimy o podstawach takich jak zamykanie przestrzeni czy wracanie za przeciwnikami. Mówimy o organizacji i komunikacji.

Liverpool, który wraca w czwartek po południu do Merseyside, wydaje się absurdalnie wrażliwy na kontrataki od pierwszego meczu z Fulham.

Jednym z niewielu pozytywów w Neapolu był Luis Díaz, który zdobył jedyną, ale za to bardzo ładną bramkę. Kolejnym było żywiołowe wejście Thiago. Pokazało czego Liverpoolowi brakowało.

Hiszpan spędził na boisku zaledwie 28 minut, ale w tym czasie zrobił 6 wślizgów. To więcej niż cała podstawowa linia pomocy i dwaj środkowi obrońcy razem wzięci. Wygrał również 7 z 9 pojedynków (78 proc.). Fabinho wygrał tylko 2 z 8 (25 proc.), a Milner 3 z 11 (27 proc.).

- Przed wejściem Thiago nie widziałem kontrpressingu - powiedział Klopp.

Thiago musi rozpocząć mecz z Wilkami. Trzeba mieć też nadzieję, że do zdrowia po lekkiej kontuzji wróci Fabio Carvalho. Poza grą pozostają Naby Keïta, który ma poważny uraz ścięgna udowego, jak również Jordan Henderson, Curtis Jones i Alex Oxlade-Chamberlain.

Diogo Jota nie doszedł do odpowiedniej dyspozycji, więc w ataku powinien zagrać Núñez. Jedyną szansą by zgrał się z kolegami z drużyny, jest danie mu szansy na grę.

Klopp jest znany ze swoich umiejętności zarządzania ludźmi i teraz musi to pokazać. Trzeba podnieść głowy do góry, bo morale drastycznie spadło.

Liverpool nie stracił swoich szans w grupie A, ale może martwić to, jak dużo rzeczy nie funkcjonuje, a jak mało czasu jest by to naprawić. The Reds muszą jak najszybciej ponownie znaleźć swoją tożsamość.

James Pearce



Autor: Redbeatle
Data publikacji: 08.09.2022