Braga boi się Carrolla
Jest jeden piłkarz w szeregach Liverpoolu, którego bardzo chciałbym ujrzeć w składzie na rewanżowy mecz z Bragą. Tym zawodnikiem jest oczywiście Andy Carroll.
Czwartkowa potyczka ma wielkie znacznie w kontekście postawy The Reds - sukces w tych rozgrywkach może zmienić cały obraz tego sezonu. Dlatego też jest to świetna okazja, aby po raz pierwszy dać szansę gry w podstawowym składzie naszemu wielkiemu napastnikowi.
Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że wejście Carrolla z ławki rezerwowych w pierwszym spotkaniu przestraszyło podopiecznych Domingosa Pacienci. Andy zmienił obraz gry i zmusił zespół Bragi do ostrożniejszej postawy.
Carroll wygrał wszystkie pojedynki w powietrzu. Można było zaobserwować, że był znacznie silniejszy od swoich przeciwników - defensorzy Sportingu momentami bali się wręcz walczyć z naszym kolosem.
Brazylijski obrońca Bragi, Kaka, miał dużo szczęścia, gdy po uderzenie Carrolla łokciem w twarz nie został przedwcześnie odesłany do szatni przez sędziego. Nie sądzę, aby jakikolwiek inny piłkarz od razu wstał z murawy, otrzepał się i był w stanie dalej kontynuować grę po takim ciosie.
Kaka pewnie myślał, że Carroll już nie da rady dalej grać. Na szczęście nasz niezniszczalny napastnik nie miał z tym żadnego problemu. Oglądanie takiej siły i determinacji na boisku jest fantastyczne.
Obrońca Bragi zapewne ma nadzieję, że Carroll rozpocznie mecz rewanżowy na ławce rezerwowych. W przeciwnym razie, Brazylijczyk będzie miał bardzo trudną przeprawę.
Liverpool zagrał bardzo słabo w pierwszym meczu, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Uważam jednak, że jeśli na Anfield dobrze spiszą się nasi skrzydłowi i odpowiednio obsłużą Andy'ego w polu karnym, to nie powinniśmy mieć problemu z awansem do ćwierćfinału.
Na Carrollu spoczywa odpowiedzialność za grę ofensywną - Suarez nie może występować w tych rozgrywkach, a Gerrard jest kontuzjowany.
Oczywiście, liczę również na dobry występ zarówno Joe Cola, jak i Dirka Kuyta, którzy równize muszą wziąć na siebie ciężar strzelania bramek.
Oczekuję także poprawy naszej gry w porównaniu z pierwszym spotkaniem.
Można odnieść wrażenie, że dni, gdy walczyliśmy jak równy z równym z takimi potentatami jak Barcelona czy Real, już dawno minęły. Było to widoczne podczas spotkania w Bradze, gdzie Liverpool pokazał zupełnie inną mentalność niż w pojedynkach w Lidze Mistrzów.
Jeżeli chcemy zmienić naszą sytuację, to musimy rozpocząć od zmiany nastawienia. Nie można przecież wiecznie liczyć tylko na dobrą grę na Anfield.
W czwartek, powinniśmy z jednej strony zagrać agresywnie od samego początku meczu, z drugiej zaś uważnie grać z tyłu, ponieważ strata bramki na własnym boisku może zakończyć naszą tegoroczną przygodę w Europie.
Jeżeli zachowamy czyste konto, to powinniśmy przejść dalej.
Wierzę również w naszych fanów i ich wsparcie. Doskonale pamiętam, że wygrali dla nas już wiele spotkań w przeszłości - ich fanatyczny wręcz doping onieśmielał i odbierał chęć gry zespołom przyjezdnym, co skrzętnie wykorzystywali The Reds.
Musimy dać z siebie wszystko, żeby przejść przez wszystkie etapy i zagrać w finale w Dublinie.
Nie ma miejsca dla takich przyśpiewek
Niedzielny mecz młodzików Liverpoolu z Manchesterem przebiegłby bez żadnych zakłóceń, gdyby nie zachowanie pewnej grupy kibiców Manchesteru.
Będąc niedaleko Anfield, usłyszałem ich chore przyśpiewki o Heysel i Hillsborough. Będę szczery - myślałem, że zaraz zwymiotuję.
Tego typu zachowanie jest niewskazane w żadnym przypadku, lecz jest to szczególnie obrzydliwe w przypadku spotkania juniorów, na które szczególnie chętnie przychodzą rodziny z małymi dziećmi. Rozmawiałem o tym incydencie z jednym z naszych zawodników, który również był oburzony tą sytuacją.
United mają naprawdę dobrych kibiców, ale, niestety, grupka kretynów może zniszczyć atmosferę wielkiego meczu.
Cieszę się z postawy naszych służb porządkowych. Szybko i sprawnie poradzono sobie z tymi idiotami - pomysłodawcę aresztowano, a resztę stada przepędzono.
Nikomu nie wolno śpiewać tego typu piosenek. Nieważne komu kibicujesz - jeśli robisz coś takiego, to nie możesz siebie nazywać kibicem.
To zachowanie było tym bardziej szkodliwe, ponieważ nie mówi się teraz o tym, jak wspaniale grali piłkarze obu drużyn, tylko o grupce idiotów.
Pewność siebie Liverpoolu zniknęła po odesłaniu do szatni Stephena Sama. United złapali drugi oddech i zgarnęli pełną pulę po bardzo zaciętym meczu.
The Reds muszą się pozbierać i wyciągnąć wnioski z własnych błędów. Jest to niezbędnym elementem rozwoju każdego piłkarza.
Muszę jednak przyznać, że nie wiedziałem jeszcze lepszej drużyny juniorów w Liverpoolu. Jestem prawie pewien, że 4 lub 5 piłkarzy z tego składu trafi do pierwszego zespołu.
Miesięczna przerwa w grze Stevena to wielki problem dla naszej drużyny. Z drugiej strony, może lepiej się stało, ze nasz kapitan przejdzie operację i wróci do zdrowia.
Ta sytuacja pokazuje, że w meczu z United Gerrard nie był jeszcze w pełni formy. Mimo to, nasz kapitan zagrał fenomenalnie i w dużej mierze przyczynił się do zwycięstwa The Reds. Teraz Lucas i Meireles będą mieli bardzo trudne zadanie, żeby uzupełnić lukę po Stevenie.
Niedzielna potyczka z Sunderlandem stała się w ostatnich dniach jeszcze istotniejsza - gra Boltonu lub Stoke w finale FA Cup oznacza, że 6. miejsce nie daje gwarancji gry w pucharach w kolejnym sezonie.
Żeby to osiągnąć, The Reds muszą prześcignąć Spurs lub Chelsea albo wygrać Ligę Europy. Trudne zadanie przed nami.
John Aldridge
Komentarze (0)