PNE
Preston North End
Towarzyski
13.07.2025
16:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1521

Jordon Ibe o Liverpoolu, traumie i nowym początku


Jordon Ibe nie powinien był tego dnia iść do parku. Podkreśla to wielokrotnie, wspominając wydarzenia z 17 czerwca 2008 roku. Jego matka zabroniła mu chodzić do Tabard Gardens w Southwark, w południowo-wschodnim Londynie, ale pokusa gry w piłkę była zbyt duża dla 12-latka. Tego dnia Ibe był świadkiem, jak jego przyjaciel David Idowu został pchnięty nożem w serce. Kilka tygodni później David zmarł.

– Nawet nie widziałem wcześniej noża do masła – mówi Ibe. Jego głos zwalnia, słowa są niemal niesłyszalne. – Zobaczyć to na własne oczy… mój przyjaciel nie prowadził takiego życia. Został zaatakowany, bo miał na sobie niewłaściwy mundurek szkolny. Widziałem to i uciekłem z parku do domu. Pamiętam, jak widziałem siebie na nagraniu z monitoringu w wiadomościach.

– Nie wiedziałem, co robić. Nie zamierzałem mówić mamie, bo nie powinno mnie tam być. Nie wiedziała, że widziałem czyjąś śmierć. Powiedziałem jej kilka lat później.

– Myślę, że naprawdę przetrawiłem to dopiero, gdy byłem starszy. Nie brałem udziału nawet w szkolnych bójkach, a zobaczyłem coś takiego. To coś, czego nigdy nie zapomnę, ale rzadko o tym mówię. Jako dziecko nie przetwarza się takiej traumy.

Ibe nie zamierzał mówić o tej tragedii ani nie porusza jej, by wzbudzić współczucie. Temat pojawia się naturalnie podczas rozmowy o zdrowiu psychicznym i lękach, gdy opowiada o napadzie z bronią w wieku 20 lat. Śledzono go z hotelu w Londynie, a gdy dotarł do Surrey Quays, ktoś uderzył w jego samochód. Było południe, jasny dzień.

– Wysiadłem, nie zwracając uwagi, kto jest w tamtym aucie – mówi. – Mieli kominiarki. Jeden przyłożył mi maczetę do klatki piersiowej i powiedział: „Jeśli się ruszysz, zadźgam cię”. Wszystko działo się szybko, ale jakby w zwolnionym tempie. Głupio próbowałem uciec, a wtedy pasażer wyciągnął pistolet.

Te dwa wydarzenia są kluczowe w życiu Ibe’a. Ich wpływu nie da się dokładnie zmierzyć, choć wspomina, jak w dzieciństwie chował się w krzakach, by unikać złych ludzi, a po napadzie wynajął ochronę. Nie odebrały mu one jednak zaufania do ludzi ani chęci bycia dobrym człowiekiem.

Przykładem jest historia z czasów gry w Bournemouth. Ibe rozmawiał z bezdomnym, który rozstał się z żoną i stracił kontakt z dziećmi. Zaprosił go do domu, spakował kilka toreb ubrań, opłacił hotel na kilka tygodni i kupił mu telefon, by mógł skontaktować się z dziećmi.

To w Bournemouth jego zdrowie psychiczne osiągnęło punkt krytyczny. Krótko przed pandemią kupił dom dla rodziny, ale po rozstaniu z partnerką „stał się domem tylko dla mnie”. Nadal mógł widywać swoją małą córkę, ale to nie było to samo, co wspólne mieszkanie. Rodzina jest dla Ibe’a wszystkim, a jego córka to cały jego świat.

– Było wiele mrocznych chwil. Dom był za duży. Ciężko było być samemu – mówi poważnie.

Wielu potrafi ukrywać swoje wewnętrzne problemy, zakładając maskę w miejscach publicznych. Nie Ibe. – Ludzie widzieli to we mnie. Na początku trochę zaprzeczałem, ale w głębi wiedziałem, że coś jest nie tak.

Doszedł do punktu, w którym miał „myśli, których ludzie nie powinni mieć – chcesz żyć, a nie być po drugiej stronie. Gdyby nie moja droga z Bogiem, zwłaszcza moja córka, nie wiem, jak wyglądałaby moja przyszłość”.

Ibe jest dozgonnie wdzięczny za wsparcie Eddiego Howe’a, ówczesnego menedżera. – Pomógł mi w trudnych czasach – pozwolił mi pójść na odwyk, wziąć wolne od piłki, zobaczyć się z psychiatrą.

Howe to dla Ibe’a jeden z dobrych ludzi. – To prawdziwy rodzinny człowiek. Za każdym razem, gdy do niego piszę, odpisuje w ciągu dnia lub dwóch. A przecież menedżerowie są zajęci.

Ibe wrócił ostatnio do świadomości publicznej dzięki Baller League. Nie jest byłym piłkarzem, lecz wciąż aktywnym zawodnikiem, choć od wygaśnięcia kontraktu z Bournemouth w czerwcu 2020 roku rozegrał tylko 11 minut na poziomie profesjonalnym – dla Derby i Ebbsfleet.

W wieku 29 lat Ibe, który jako nastolatek był cudownym dzieckiem, wspomina swoje początki. W wieku 15 lat i 244 dni zadebiutował w Wycombe w Pucharze Ligi. Kilka miesięcy później, w październiku 2011 roku, strzelił gola w swoim pierwszym meczu w podstawowym składzie. W poniedziałek w szkole jego nauczyciel nauk ścisłych pokazał nagrania z tego meczu na lekcji.

– Wszystko przyszło tak szybko – mówi Ibe. – Byłem w dziesiątej klasie, grałem w League One. To było szalone.

Nie trzeba długo przebywać z Ibe’em, by zauważyć, że czuł się nieswojo w blasku reflektorów. A światła tylko jaśniały. Wśród wielu klubów Premier League zainteresowanych był Liverpool.

Początkowo odmówił. – To nie z braku szacunku, ale nigdy nie wyjeżdżałem z Londynu – mówi. – Wyjazd na północ wydawał się obcy. Chciałem być z rodziną. To nie było „nie”, tylko: „Czy możemy porozmawiać o tym za rok?”

Liverpool cierpliwie czekał, a gdy Ibe dołączył w grudniu 2011 roku, klub pomógł przeprowadzić się całej jego rodzinie na północ. Zadebiutował w Premier League za Brendana Rodgersa w maju 2013 roku, asystując przy zwycięskim golu Philippe’a Coutinho. Tego samego wieczoru był z powrotem w Londynie, grając z kumplami. – Kocham piłkę i powiedziałem im, że wpadnę – mówi rzeczowo.

Nastąpiły wypożyczenia do Birmingham i Derby, to ostatnie pod wodzą Steve’a McClarena, gdzie radził sobie tak dobrze, że Liverpool ściągnął go z powrotem w styczniu 2015 roku. Wspomnienie McClarena ożywia Ibe’a.

– Czułem się w Derby jak w Realu Madryt – mówi z uśmiechem. – Byłem zdruzgotany, gdy odchodziłem – to najlepszy trener, jakiego miałem. Dawał mi wolność na boisku. Po prostu byłem tam szczęśliwy. Wielu kibiców Derby mówi, że gdybym został… cóż, uwielbiałem tam grać.

W maju 2015 roku Ibe podpisał długoterminową umowę z Liverpoolem, a kilka tygodni później Raheem Sterling – jego mentor, mimo że starszy tylko o rok – przeszedł do Manchesteru City.

– Myślałem, że to moja szansa, niezależnie od tego – mówi Ibe, pytany, czy to otworzyło mu drzwi. – Byłem zdeterminowany, by grać, niezależnie od tego, czy on czy inni tam byli. Wiedziałem, że mogę sprostać.

Ibe rozwijał się, a po zwolnieniu Rodgersa w październiku 2015 roku regularnie grał pod wodzą Jürgena Kloppa. Ale latem 2016 roku wszystko się zmieniło. – Trochę mnie wypchnięto za drzwi – mówi. Nie chce ujawniać szczegółów, dopóki jego kariera trwa. Mówi tylko, że było „wiele polityki”, której wtedy nie rozumiał.

– Musiałem spakować buty i ruszyć do Bournemouth. Czy to wydawało się złe? – Tak. Nie żałuję Bournemouth, ale jestem bardzo wrażliwy. Zawsze taki byłem. Nie sądziłem, że to sprawiedliwe, ale życie takie nie jest.

Ibe był rekordowym transferem Bournemouth za 15 milionów funtów; młodym talentem, od którego oczekiwano wiele. Nie spełnił tych oczekiwań, a w ostatnich 18 miesiącach czteroletniego kontraktu czuł się wykluczony.

Proponowano przedłużenie, ale odmówił podpisania – chciał być wolnym agentem – co sprawiło, że go zmarginalizowano.

– Wydali na mnie sporo pieniędzy w moim wieku i musieli coś odzyskać. To biznes. Nie obrażam nikogo, ale na treningach dawałem z siebie wszystko. To nie miało sensu. Ale znałem powód.

W zeszłym sezonie grał dla drużyn z niższych lig, Hayes & Yeading i Hungerford. Chodziło o powrót do szatni, zapach trawy. Co do przyszłości, Ibe ma jasny cel, choć pozostaje powściągliwy. – Kontynuować piłkę, osiągnąć poziom, który wiem, że mogę; dać z siebie wszystko raz jeszcze – mówi.

– Nie żałuję tego, co się stało. To zmieniło mnie na lepsze. Piłka to nie główne osiągnięcie w moim życiu. Mam głębszy cel: być ojcem, dobrym człowiekiem, bratem, synem. To ważniejsze rzeczy w życiu.

Ibe prowadzi rozmowy z kilkoma klubami. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli – mówi. Po czym rusza spędzić czas ze swoją córką.

Sam Dalling
Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

Atmosferić 15.06.2025 23:38 #
Po prostu szkoda chłopa :(

Pozostałe aktualności