Salah - mały problem wielkiego Liverpoolu?
Wydaje się, że brak zaangażowania Mohameda Salaha w grę defensywną stał się drobnym, lecz zauważalnym problemem Liverpoolu - zwłaszcza w meczach z silniejszymi rywalami.
Całkowicie rozumiem, jeśli trener the Reds, Arne Slot, powiedział Salahowi, by nie wracał do obrony. Czekanie wysoko po prawej stronie boiska w oczekiwaniu na kontratak sprawiło przecież, że Egipcjanin stał się jednym z najskuteczniejszych napastników na świecie.
Jednak zawodnicy grający za nim nie potrafią odpowiednio go asekurować, co powoduje liczne problemy dla każdego, kto występuje w tym sezonie na prawej obronie.
Niezależnie od tego, czy mówimy o Frimpongu, Bradleyu czy Szoboszlaiu - każdy z nich ma trudności, ponieważ często musi mierzyć się z przewagą liczebną 2 na 1 po swojej stronie boiska.
W sobotnim spotkaniu była to widoczna słabość, która doprowadziła do zwycięskiej bramki Chelsea. Trzeba się obawiać, że więcej zespołów będzie na tyle sprytnych, by wykorzystać ten sam schemat.
Salah gra na własnych zasadach
Nie mogę uwierzyć, że Slot miałby nakazywać Salahowi cofanie się i pomoc prawemu obrońcy. Jeśli Egipcjanin miał jednak podążać za lewym obrońcą Chelsea, Cucurellą, to było oczywiste, że tego nie robił - i Slot nie mógł tego akceptować.
Zamiast tego menedżer daje mu pełną swobodę, by nie angażował się w obronę. To zrozumiałe - wiele drużyn stosuje podobne podejście wobec zawodników, którzy mają zachować energię na działania ofensywne.
Oczywiście, w każdym meczu pojawiają się momenty, gdy drużyna traci inicjatywę i potrzeba większej odpowiedzialności, by po prostu wrócić do obrony. Wiem, że Salah potrafi to zrobić - w zeszłym sezonie, w wyjazdowym zwycięstwie nad Manchesterem City, jego gra defensywna była jedną z najlepszych, jakie widziałem w jego wykonaniu.
Prawdopodobnie jednak w obecnych realiach został poproszony o pozostawanie wysoko, dlatego nie można go za to krytykować.
Kłopot zaczyna się za plecami Salaha
Kwestia Salaha dotyczy w większym stopniu tego, jak Liverpool ustawia się za jego plecami - zwłaszcza w starciach z mocniejszymi rywalami.
Pozostali zawodnicy muszą szybciej i skuteczniej wspierać tę strefę, bo w meczu z Chelsea rywale z łatwością przenosili piłkę na lewą stronę, gdzie pozostawało zbyt dużo wolnej przestrzeni.
Jeśli pomocnik Liverpoolu - Ryan Gravenberch lub Alexis Mac Allister - reagował z opóźnieniem, powstawała luka przed linią obrony, ponieważ drużyna traciła zawodnika ze środka pola.
To problem, który jest mniej widoczny, gdy Liverpool dominuje w posiadaniu piłki - co wielokrotnie przynosiło im sukcesy w przeszłości - jednak przeciwko najlepszym rywalom musi się to poprawić.
Liverpool stracił kontrolę nad meczami
Nie chodzi o to, że Salah zmienił swoją rolę w tym sezonie. Ponieważ jednak nie zdobywa tylu bramek co zwykle, jego defensywne braki stają się bardziej widoczne.
Nie martwię się jednak o jego formę - wiem, że wkrótce wróci do skuteczności. W meczu z Chelsea miał kilka świetnych okazji, choć momentami podejmował złe decyzje - strzelał, gdy powinien podać, i odwrotnie. Takie sytuacje jednak zawsze się zdarzają, a gole prędzej czy później nadejdą.
Największym problemem Liverpoolu jest obecnie utrata kontroli nad przebiegiem meczów w porównaniu z poprzednim sezonem.
To był rozczarowujący tydzień - nie tylko z powodu trzech kolejnych porażek w Premier League i Lidze Mistrzów, ale również przez obniżenie jakości gry.
Oczywiście, istnieją czynniki łagodzące - zmiany kadrowe w lecie czy brak pełnych przygotowań części zawodników - jednak w poprzednim sezonie drużyna Slota potrafiła lepiej zarządzać meczami.
Wtedy ich obrona wyglądała solidnie, a styl gry oparty na posiadaniu piłki dawał większą kontrolę. Było to wyraźną różnicą w porównaniu z okresem Jurgena Kloppa.
Dziś jednak ich mecze wydają się bardziej chaotyczne. Ostatnie pół godziny spotkania z Chelsea przypominało starcie pucharowe - wymiana ciosów, brak kontroli, szanse po obu stronach - ostatecznie zakończone porażką Liverpoolu.
Jak Slot może naprawić sytuację Liverpoolu?
W Liverpoolu jest obecnie kilka elementów, które wymagają poprawy. Zespół zbyt często traci piłkę, ale nie jest to sytuacja bez wyjścia.
Nowi zawodnicy i różnorodność ich stylów nie powinny wymuszać zmiany tożsamości drużyny - potrzebna jest jedynie większa cierpliwość i opanowanie w grze.
Dobrą wiadomością jest to, że Liverpool ma tylko jeden punkt straty do liderującego Arsenalu i wciąż sporo czasu, by naprawić błędy.
Braki w przygotowaniu fizycznym również powinny zniknąć – zawodnicy tacy jak Alexander Isak, Mac Allister, Bradley czy Hugo Ekitike wkrótce osiągną optymalną formę.
Budowanie relacji na boisku zawsze wymaga czasu, niezależnie od tego, czy chodzi o współpracę między prawym obrońcą a Salahem, czy między Florianem Wirtzem a Isakiem.
Nie ma więc powodów do paniki. W dzisiejszej Premier League wystarczy jeden słabszy tydzień, by zostać uznanym za drużynę „w kryzysie”.
To, co spotkało Liverpool w tym tygodniu, prędzej czy później dotknie także Arsenal czy Manchester City.
Nie sądziłem, że City będzie znów walczyć o tytuł, ale jeśli Erling Haaland utrzyma swoją formę i głód zwycięstw - stanie się to nieuniknione.
Arsenal ponownie imponuje w defensywie i po siedmiu kolejkach wygląda bardzo pewnie w każdym sektorze boiska - jakby kontynuował zeszłoroczną kampanię, wzbogaconą o większą jakość i głębię składu.
Liverpool natomiast jest w fazie przebudowy. Choć przed zespołem jeszcze dużo pracy, by odnaleźć właściwą równowagę i najlepsze zestawienia, można być pewnym, że z biegiem sezonu forma the Reds będzie rosnąć.
Danny Murphy rozmawiał z Chrisem Bevanem z BBC Sport.
Komentarze (5)
Dajmy sobie spokój z takimi radami, bo nie mamy do tego żadnych kompetencji. Prawda jest natomiast dużo bardziej prosta.
Kerkez (na ten moment) nie jest lepszy od podstarzałego Robertsona. Bradley nie przypomina siebie samego z poprzedniego sezonu. Salah totalnie się pogubił, Wirtz wygląda jak gorsza wersja Eliotta. A jak widzę, że w 1 składzie jest Konate, to się zastanawiam co Gomez zrobił Slotowi, że i tak woli tego parodyste niż jego.