MCI
Manchester City
Premier League
09.11.2025
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1380

Liverpool zamyka usta krytykom


Real Madryt był dla Liverpoolu Jürgena Kloppa kryptonitem. Dla Arne Slota wydaje się być paliwem rakietowym.

Wielki zespół Kloppa nigdy nie potrafił przełamać klątwy Los Blancos – finałowe porażki Ligi Mistrzów w 2018 i 2022 roku należały do najbardziej bolesnych momentów jego ery na Anfield. Upokarzająca klęska w fazie pucharowej w 2023 roku tylko potwierdziła, że fundamenty jego europejskich i ligowych triumfów właśnie się rozsypały.

Slot tymczasem może pochwalić się dwoma kolejnymi zwycięstwami nad hiszpańskim gigantem – w stylu dobrze znanym kibicom z najlepszych lat Liverpoolu. Nawet jeśli Thibaut Courtois próbował powtórzyć swoje cudowne interwencje z finału sprzed trzech lat, tym razem nie był w stanie odebrać gospodarzom zasłużonego triumfu.

Jeśli ten sukces okaże się takim samym punktem zwrotnym jak przed rokiem, ci, którzy z satysfakcją wieszczyli upadek Liverpoolu po słabym październiku, mogą wkrótce znów opaść z sił – tym razem z rozczarowania. Strachy z Halloween chyba już minęły. Na Anfield znów zapłonęło światło, bardziej pasujące do listopadowego ogniska niż październikowego koszmaru – ten zespół znów płonie energią minionego sezonu.

Wizyta Realu w listopadzie 2024 roku była iskrą, która rozpaliła pierwszy sezon Slota. Siedmiu zawodników, którzy wybiegli we wtorkowy wieczór w podstawowym składzie, grało również w tamtym symbolicznym zwycięstwie 2:0 – w tym znakomity wychowanek klubu, Conor Bradley. Kibice gości mogli się zastanawiać, dlaczego Liverpool tak bardzo martwił się latem utratą prawego obrońcy. Mając więcej doświadczenia i wytrzymałości, Irlandczyk Północny może dołączyć do grona największych wychowanków akademii klubu. Rok temu schował do kieszeni Kyliana Mbappé, teraz zrobił to samo z Viníciusem Juniorem – w takim tempie przyda mu się kurtka cargo, by pomieścić wszystkich rywali.


Uspokajająco znajome elementy sobotniego zwycięstwa nad Aston Villą widoczne były i tym razem. Trójka pomocników – Alexis Mac Allister, Dominik Szoboszlai i Ryan Gravenberch – była najlepsza w Anglii w poprzednim sezonie, a ambicją i równowagą może teraz rywalizować o miano najlepszej w całej Europie.

Virgil van Dijk i Ibrahima Konaté zachowali drugie z rzędu czyste konto – i nie jest przypadkiem, że Liverpool w obu meczach wystawił tę samą czwórkę obrońców: najpierw przeciwko Realowi Ancelottiego, a teraz przeciwko Realowi Alonso.

W każdym starciu widać było dodatkowy błysk i pasję – efekt napiętej relacji, jaka narosła między tymi klubami po serii emocjonujących spotkań ostatnich lat. A gdy Mohamed Salah wraca pod własne pole karne z takim zaangażowaniem, jak we wtorek, łatwo sobie wyobrazić, że wciąż pamięta, jak Sergio Ramos brutalnie zakończył jego finał w Kijowie w 2018 roku.


Jest w tym pewna ironia – Anfield wciąż wygwizduje hymn UEFA, a wspomnienia kompromitującej organizacji finału w Paryżu w 2022 roku wciąż bolą. Tym razem jednak kibice z The Kop mogliby pokusić się o odrobinę wdzięczności wobec europejskiej centrali – bo nowy format rozgrywek sprawił, że Real Madryt stał się dla Liverpoolu idealnym rywalem w idealnym momencie, już drugi rok z rzędu.

Takie starcie dwóch rozstawionych potęg byłoby niemożliwe jeszcze dwa lata temu, gdy elita europejskiego futbolu z łatwością prześlizgiwała się do fazy pucharowej, pozbawiając rozgrywki emocji i nieprzewidywalności. Obawy, że zmiany odbiorą Lidze Mistrzów dramatyzm, okazały się bezzasadne. Nikt obecny na Anfield nie mógł mieć wątpliwości co do rangi tego wieczoru ani intensywności rywalizacji – szczególnie z perspektywy Liverpoolu, który wciąż pielęgnuje swoje żale wobec Realu, przekuwając je w sportową złość i motywację.

Kiedy Real przyjeżdża na Anfield, zawsze unosi się w powietrzu wrażenie, że Hiszpanie czują się lepsi. Niektórzy ich piłkarze zachowują się, jakby przeszli wojskowe szkolenie z wyniosłości – poruszają się po murawie niczym hollywoodzkie gwiazdy po czerwonym dywanie. Na Merseyside wciąż pamiętają słynny nagłówek z Marki z 2009 roku: "To Anfield. No i co z tego?". Od tamtej pory Real nie raz udowadniał, że potrafi zneutralizować magię tego stadionu. Jednak nie tym razem.

Późne wejście Trenta Alexandra-Arnolda dodało tylko pikanterii atmosferze, gdy Liverpool bronił prowadzenia i kończył swój najbardziej kompletny występ w tym sezonie.

Dwanaście miesięcy wcześniej, kilka dni po pokonaniu Realu, Liverpool ograł także Manchester City – i przypadek sprawił, że właśnie z zespołem Pepa Guardioli zmierzy się ponownie jako kolejnym rywalem.

Z perspektywy czasu tamten tydzień okazał się punktem zwrotnym sezonu 2024/25 – momentem, w którym świat przekonał się, że życie po Kloppie na Anfield nie musi przypominać tego, co działo się po odejściu sir Alexa Fergusona z Manchesteru United.

Pokonując swojego europejskiego kata, drużyna Slota udowodniła, że jest prawdziwą siłą. Przed nią jeszcze długi marsz, by potwierdzić to w pełni – ale wszystko wskazuje na to, że znów złapała właściwy rytm.

Chris Bascombe

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (2)

Klopp12 05.11.2025 14:52 #
Spokojnie. Niedziela będzie dla nas prawdziwą weryfikacją.
Yakamoz 05.11.2025 15:43 #
Z MC zawsze nam się dobrze gra. Gorzej z ekipami które ustawiają autobus

Pozostałe aktualności

Liverpool zamyka usta krytykom (2)
05.11.2025 13:24, Bartolino, The Daily Telegraph
Bradley vs Real - wideo (4)
05.11.2025 13:10, Piotrek, liverpoolfc.com
Xabi Alonso o meczu na Anfield (0)
05.11.2025 12:36, GingerElf, liverpool.com
Slot: Zagraliśmy imponujący mecz (0)
05.11.2025 11:21, Kubahos, liverpoolfc.com
Robbo: Atmosfera była wspaniała (0)
05.11.2025 11:04, AirCanada, thisisanfield.com
Mac Allister wyróżniony przez UEFA (1)
05.11.2025 10:44, AirCanada, uefa.com
Bellingham: Liverpool zagrał lepiej (6)
05.11.2025 10:29, AirCanada, The Daily Telegraph