LIV
Liverpool
Premier League
22.11.2025
16:00
FOR
Nottingham Forest
 
Osób online 1007

VAR – Visibly Absurd Refereeing


Kiedy Virgil van Dijk posłał piłkę do siatki w meczu Liverpoolu z Manchesterem City, tysiące gardeł ryknęło z radości. A po chwili decyzja: bramka nieuznana. Na ławce Liverpoolu niedowierzanie, w sektorze przyjezdnych kibiców – rozczarowanie.

Jak to możliwe, że ten sam sędzia, Chris Kavanagh, który rok wcześniej – 20 października 2024 roku – uznał zwycięskiego gola Manchesteru City przeciwko Wolverhampton, mimo że Bernardo Silva zasłaniał bramkarzowi widok, teraz uznał, że Robertson w podobnej sytuacji przeszkadzał bramkarzowi mimo że nie zasłaniał całkowicie widoku?

VAR – Visibly Absurd Refereeing

Mieliśmy dostać technologię rozwiązującą większość problemów. Dostaliśmy narzędzie, które nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale wręcz pomnaża je i zwiększa chaos. Mieliśmy mieć sprawiedliwość, a mamy interpretację. Mieliśmy mieć przejrzystość, a mamy teatr decyzji zza monitora. VAR miał być wybawieniem, a stał się karykaturą sprawiedliwości.

Bo w gruncie rzeczy – czy coś się zmieniło? Na papierze: tak. Sędzia ma do dyspozycji kamery, ujęcia z każdej strony, linie spalonego i analizę klatka po klatce. W praktyce jednak wciąż decyduje człowiek. To jego interpretacja przesądza, czy „aktywnie uczestniczył w akcji”, czy „zasłaniał widok bramkarzowi”, czy „ręka była nienaturalnie ułożona”. I właśnie w tej szarej strefie, między paragrafem a ludzkim spojrzeniem, powstaje największy problem – niejednolitość i arbitralność decyzji.

W meczu Manchesteru City z Wolves w 2024 roku, Kavanagh uznał, że Silva nie ingerował w akcję. Podczas niedzielnego meczu Manchesteru City z Liverpoolem ten sam człowiek uznał, że Robertson ingerował, choć wcale nie zasłaniał bramkarza. Dwa niemal identyczne przypadki, dwie przeciwne decyzje. Jak to nazwać, jeśli nie loterią? Jak w takich warunkach mówić o „sprawiedliwości”, skoro futbol przestaje być przewidywalny nawet w ramach własnych zasad?
 


VAR, wprowadzony z intencją eliminacji błędów, częściowo ogranicza płynność i dynamikę gry. Kiedyś gol oznaczał eksplozję radości. Dziś jest on często tylko preludium do oczekiwania. Kibice przestali się cieszyć natychmiast – zamiast wybuchu euforii mamy zawieszenie w ciszy, spojrzenia na sędziego, na ekran, na napis „VAR checking possible offside”. Najgorsze jest to, że w zamian za przerwy w grze i gorszą płynność nierzadko dostajemy niesprawiedliwe decyzje.

Największy paradoks polega na tym, że system, który miał wyeliminować ludzkie błędy, jeszcze bardziej je uwypuklił. Bo wcześniej błąd sędziego był po prostu błędem – jednorazowym, ludzkim, spontanicznym. Teraz, gdy decyzję przez kilka minut podejmuje cały zespół ludzi przed ekranami, gdy obraz analizowany jest w zwolnionym tempie, a mimo to wciąż zapada decyzja błędna, wina nie znika – przeciwnie, staje się jeszcze bardziej widoczna. Kibice mają wrażenie, że oglądają nie pomyłkę, a niesprawiedliwość. A nic nie boli bardziej niż świadomość, że nawet technologia nie gwarantuje uczciwości.

I tu pojawia się kolejny wątek: kompetencje i odpowiedzialność sędziów. Czy są przygotowani do pracy w epoce VAR-u? Czy rozumieją, że ich decyzje – w erze mikroskopijnych analiz i publicznego dostępu do powtórek – są natychmiast obnażane? Bo wciąż widać w nich pewną niepewność, brak spójności, a czasem wręcz asekurację.

Wielu sędziów przestało decydować na boisku, licząc, że VAR „ich uratuje”. A VAR z kolei nie został stworzony po to, by wyręczać, tylko by wspierać. Efekt? Chaos. Odpowiedzialność rozmyta. Decyzje podejmowane przez komisje, zespoły – a mimo to wciąż ludzie czują, że to „widzimisię” jednego człowieka decyduje o losach meczu.

Wszystko to prowadzi do erozji zaufania. Gdy kibic Liverpoolu widzi, że gol zdobyty przez zawodnika jego drużyny jest cofnięty w identycznej sytuacji, w której City rok wcześniej święciło triumf, nie myśli o „złożoności przepisów”. Myśli: „ktoś nas skrzywdził”. A w momencie, gdy w sporcie znika wiara w równość zasad, sens rywalizacji ma coraz mniej sensu. Bo po co się starać z całych sił, jeśli wynik może być ustalony nie przez przeciwnika, lecz przez interpretację sędziego?

VAR – Video Assisting Rubbish

Z każdym kontrowersyjnym werdyktem maleje zaufanie, a rośnie poczucie, że nawet technologia nie potrafi zagwarantować uczciwości tam, gdzie zawodzi człowiek. Nie chodzi o to, by całkowicie wyrzucić technologię. Ona sama w sobie nie jest zła. Problem tkwi w tym, że została wprowadzona bez zmiany systemu, który nią zarządza. Potrzebujemy nie tyle nowego sprzętu, co nowej filozofii sędziowania. Zamiast VAR-u jako nieomylnego boga zza ekranu, potrzebny jest VAR jako narzędzie wsparcia, jasne, transparentne, być może nawet ograniczone czasowo. Decyzje powinny być sprawnie wyjaśniane – jasno, publicznie, z komentarzem, ale według jasnego klucza, a nie indywidualnej interpretacji, która w dwóch bliźniaczych sytuacjach będzie zupełnie inna.

Sędziowie muszą być lepiej rozliczani, tak samo jak zawodnicy, którzy za rażące naruszenia otrzymują czerwone kartki i zawieszenia na kilka meczów. Przepisy powinny być interpretowane jednolicie – nie „po angielsku”, „po hiszpańsku” czy „po sędziowsku”. Niech technologia służy futbolowi, a nie odwrotnie. Niech VAR stanie się sprzymierzeńcem prawdy, nie jej zakładnikiem. Bo jeśli dalej będziemy dryfować w kierunku uznaniowości i podwójnych standardów, to futbol – najpopularniejszy sport świata – całkowicie straci poczucie sprawiedliwości. A wtedy żadne piksele, żadne linie i żadne powtórki nie przywrócą radości z oglądania.

Technologia może wspierać sędziów, ale jeśli dalej będzie narracja „taka była interpretacja sędziego” – to futbol stanie się parodią samego siebie. I zamiast mówić o emocjach i jakości piłkarzy, będziemy mówić o ludziach, którzy – choć mają przed oczami prawdę – wciąż potrafią jej nie dostrzec. Obecnie nawet prawda na powtórce wideo stała się kwestią interpretacji.

VAR – Video Against Reason

Sobotni wieczór 30 września 2023 roku miał być jednym z wielu emocjonujących meczów w Premier League, ale zamiast tego zapisał się jako symbol kompromitacji systemu, który miał uczynić futbol bardziej sprawiedliwym. W 34. minucie spotkania Tottenhamu z Liverpoolem Luis Díaz znalazł się w sytuacji sam na sam po podaniu Mohameda Salaha i pewnie pokonał bramkarza gospodarzy. Gol, jak się wydawało, był zdobyty prawidłowo. Komentatorzy, analitycy i kibice przed telewizorami widzieli, że Kolumbijczyk nie był na pozycji spalonej. A jednak – ku powszechnemu zdumieniu – sędziowie na boisku zasygnalizowali spalonego.

To właśnie ten moment stał się punktem zapalnym jednej z największych afer sędziowskich angielskiego futbolu w ostatnich latach. Po porażce Liverpoolu 1:2, PGMOL – organ odpowiedzialny za nadzór nad sędziami w profesjonalnych rozgrywkach – przyznał, że doszło do „poważnego błędu ludzkiego”. Jak się okazało, system VAR przeprowadził pełny proces analizy – linie zostały narysowane, a materiał wideo przejrzany. Jednak w wyniku fatalnej pomyłki komunikacyjnej sędziowie pracujący przy meczu wysłali na boisko sygnał „check complete”, co w praktyce oznaczało, że decyzja o spalonym została uznana za prawidłową. Innymi słowy – sędziowie VAR widzieli, że Díaz nie był na spalonym, ale informacja ta nie została przekazana sędziemu głównemu.

To wydarzenie stało się dowodem na to, że VAR, zamiast eliminować błędy, może je potęgować. Oto bowiem sytuacja, w której technologia, mająca zapewnić precyzję i obiektywność, zawiodła nie przez brak danych, ale przez najprostszy z możliwych czynników – błąd komunikacji między ludźmi. W erze, w której każdy piksel jest analizowany z dokładnością do milimetra, okazało się, że decydujące znaczenie ma jedno źle wypowiedziane zdanie w słuchawce. Gol, który był prawidłowy, nie został uznany. A cała idea „sprawiedliwości dzięki technologii” rozsypała się w jednej sekundzie.
Jürgen Klopp po meczu nie krył oburzenia. „Komu to teraz pomoże? Nie dostaniemy punktów, to niczego nie zmienia. Nikt nie oczekuje stuprocentowo trafnych decyzji, ale myśleliśmy, że wprowadzenie VAR-u ułatwi sprawę. Decyzja została podjęta bardzo szybko i zmieniła przebieg meczu”.

Liverpool wydał wówczas oświadczenie, w którym domagał się „pełnej przejrzystości” i nazwał incydent „naruszeniem zasad uczciwości sportowej”. Klub słusznie zwrócił uwagę, że presja, pod jaką pracują sędziowie, miała być łagodzona przez istnienie VAR, nie potęgowana. Tymczasem decyzja, która zapadła w pośpiechu pokazuje, że system nie działa tak, jak obiecywano. Zamiast zwiększać zaufanie do sędziów, VAR w tym przypadku pogłębił wątpliwości wobec ich kompetencji.

Nie był to zresztą odosobniony przypadek w 2023 roku. W meczu Manchesteru United z Wolves, również doszło do błędu VAR – sędziowie nie przyznali rzutu karnego po faulu bramkarza André Onany. Incydent został sprawdzony przez VAR, ale sędzia Hooper nie otrzymał polecenia obejrzenia powtórki. Trener Wolves Gary O’Neil otrzymał żółtą kartkę od Hoopera za protesty po tym incydencie. Po meczu, który United wygrało 1:0, O'Neil powiedział, że były sędzia Premier League John Moss przyznał, że podjęto błędną decyzję.

Zaufanie do systemu, który miał być ostatecznym gwarantem sprawiedliwości, zaczęło się więc kruszyć. PGMOL, przyznając się do błędu, odsunęło od pracy sędziów Darrena Englanda i Dana Cooka. Ale czy to wystarczyło? Trudno oprzeć się wrażeniu, że kara ta była jedynie gestem uspokajającym opinię publiczną, a nie realnym rozwiązaniem problemu. System VAR, w założeniu oparty na analizie faktów, okazał się równie zawodny jak sędziowie, których miał wspierać. Nie chodziło tu o złe przepisy, lecz o brak profesjonalizmu w ich stosowaniu.

Cała sytuacja ujawniła jeszcze jeden, szerszy problem: brak spójności w zarządzaniu technologią. Angielska Premier League – mimo wcześniejszych doświadczeń z błędami VAR – zdecydowała się w tamtym sezonie nie wdrażać półautomatycznego systemu spalonego, który z powodzeniem stosowano podczas Mistrzostw Świata 2022. Zaletą systemu półautomatycznego jest to, że nie ma potrzeby rysowania ani aktywowania linii. System automatycznie generuje wirtualne linie, analizuje pozycje graczy i wskazuje spalonego z dużą precyzją. W kontekście błędu przy golu Díaza, odmowa wprowadzenia tego rozwiązania w sezonie 2023/24 była rażącą nieodpowiedzialnością władz ligi.

Incydent z Luisem Díazem był jednym z wielu błędów demaskujących system. Pokazał, że VAR nie jest narzędziem sprawiedliwości, lecz mechanizmem zależnym od ludzkiej kompetencji, komunikacji i odpowiedzialności. Pokazał też, że brak standardów, brak spójnych protokołów i brak przejrzystości potrafią zniweczyć sens technologii, w którą zainwestowano duże pieniądze.

Sędziowie popełniają błędy – to zawsze było częścią futbolu. Problem w tym, że teraz popełniają je w świetle kamer, z dostępem do idealnych powtórek, z pomocą systemów, które wspomagają podejmowanie dobrych decyzji. A mimo to niesprawiedliwość trwa. Gol Luisa Díaza był zgodny z przepisami, potwierdzony przez obrazy, które widział cały świat. I właśnie dlatego ten przypadek boli najbardziej – bo pokazuje, że nawet w epoce technologii prawda nie jest oczywista, jeśli człowiek nie potrafi jej właściwie odczytać.

VAR – Visually Avoiding Responsibility

Kolejnym jaskrawym przykładem niekonsekwencji sędziów jest sytuacja z meczu Liverpoolu z Manchesterem City na Anfield, 10 marca 2024 roku. W doliczonym czasie gry Jérémy Doku uniósł nogę wysoko w powietrze, próbując sięgnąć piłkę, i z pełną siłą kopnął w klatkę piersiową Alexisa Mac Allistera. Argentyńczyk padł na murawę z grymasem bólu, a cały stadion oczekiwał oczywistej decyzji – rzutu karnego. Jednak ku powszechnemu zdumieniu sędzia Michael Oliver nakazał kontynuować grę. Kilka chwil później VAR przeanalizował sytuację i… również nie dopatrzył się faulu.

Na powtórkach, które obiegły cały świat, widać było jak Doku trafia w klatkę piersiową Mac Allistera korkami – ruch ryzykowny i w każdym innym kontekście uznawany za niebezpieczną grę. Jürgen Klopp po meczu mówił wprost, że „to był stuprocentowy rzut karny”.

Tak oto w meczu o najwyższą stawkę, w jednej z najlepszych lig świata, zawodnik zostaje trafiony korkami w klatkę piersiową w polu karnym, w jednym z najważniejszych meczów sezonu między drużynami walczącymi o mistrzostwo, a system, który ma chronić sprawiedliwość gry uznaje, że „nic się nie stało”.

Gdy sędziowie mają przed sobą dowód wideo, a mimo to wybierają interpretację sprzeczną z logiką i przepisami, zaufanie do systemu po prostu się rozpada. Incydent z Mac Allisterem to jeden z przykładów słabości całego mechanizmu, który z założenia miał chronić piłkarzy i uczciwość gry, a coraz częściej chroni wyłącznie sędziowskie ego.

VAR – Video Abolishing Reality

Błędy sędziowskie, szczególnie te niekorygowane przez VAR, mają bezpośredni wpływ na wyniki meczów, a w konsekwencji – na końcowe rozstrzygnięcia w tabeli ligowej. Jeden anulowany gol, nieodgwizdany rzut karny czy niewykryta czerwona kartka mogą oznaczać utratę punktów, które w skali całego sezonu decydują o miejscu w tabeli. Dla klubów każdy punkt jest nie tylko kwestią prestiżu sportowego, ale także ogromnych pieniędzy: wyższe lokaty w lidze oznaczają większe premie, większe wpływy z transmisji telewizyjnych, wyższe kontrakty sponsorskie i wreszcie prawo startu w prestiżowych rozgrywkach międzynarodowych, takich jak Liga Mistrzów czy Liga Europy.

W praktyce błędy sędziów potrafią więc zaważyć nie tylko na morale drużyny i kibiców, ale także na finansowej kondycji klubu, przekładając się na miliony utraconych przychodów. Staje się jasne, że każda kontrowersyjna decyzja to nie tylko sprawa sportowa, lecz realny problem ekonomiczny, w którym niedopatrzenie może zadecydować o tym, czy klub awansuje do elitarnych rozgrywek, czy też musi zadowolić się niższym, mniej dochodowym miejscem.

Może w przyszłości sędziowie powinni doczekać się własnej gali o nazwie Złoty Gwizdek – z nagrodami „Błąd sezonu”, „Najgorszy występ przy monitorze” i „Decyzja, której nikt nie rozumie”.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (14)

Mart1n 11.11.2025 11:53 #
Są równi i równiejsi. Sędziowie którzy pomagali nam już zakończyli kariery. Pan Chris Kavanagh widocznie jest kibicem city. Gdyby sędziował Oliver czy Tierney to byłoby tak samo.
ceru 11.11.2025 12:23 #
Dostaliśmy zasłużenie 3 gongi i tyle w temacie. Teraz ważne aby wreszcie zacząć grac a co ważne sadzać na ławce święte krowy bo niestety ale Mo taką krową jest!
Ferdek_9 11.11.2025 12:33 #
Nikt nie twierdzi, ze bylismy lepsi. Porazka byla zasluzona, ale jezeli dalej bedzie sie przymykac oko na te incydenty to nic sie nigdy nie zmieni. Poziom sedziowski to dno, wyrazny brak konsekwencji przy podejmowanych decyzjach i zauwazalne faworyzowanie.
Gini 11.11.2025 12:44 #
Przegraliśmy zasłużenie, co nie zmienia faktu, że zabrano nam gola na 1:1. Od takiego wyniku mecz mógł się różnie potoczyć. Teraz już się nie dowiemy.

Nasza słaba gra to inny temat.
Yakamoz 11.11.2025 12:25 #
Dla przypomnienia artykuł z2023. https://www.lfc.pl/86667/Jaki_problem_maj%C4%85_s%C4%99dziowie_z_Liverpoolem
Lucekfan 11.11.2025 12:37 #
Od dawna wiadomo że delikatnie mówiąc sędziowie w Anglii nie przepadają za Liverpoolem.Graliśmy słabo ale strzelamy bramkę na 1:1 City rusza do ataków my gramy z kontry.Przy uznanej bramce różnie mógł potoczyć się mecz.
roberthum 11.11.2025 13:00 #
Błąd sędziego oczywisty, nasza porażka w pełni zasłużona. Jako, że ten błąd nie doprowadził do wypaczenia wyniku to nikt nie będzie w tym drażył i szybko rozejdzie się po kościach. Nie ma co się łudzić, że będzie inaczej
Pippen 11.11.2025 13:27 #
Teoretycznie tak ale to była bramka na 1-1 i gra mogła wyglądać zupełnie inaczej nie kwestionuję wygranej MC ale to co się dzieje z VAR em czy to w Anglii czy Hiszpanii to jest jakiś skandal. Nawet w naszej ekstra klapie w meczu Górnik Jaga jaja jak berety ... Ja to się czuję jakbym szedł do lekarza który robi mi powiedzmy EKG i co z tego skoro i tak nie umie go poprawnie zinterpretować ...
spawacz 11.11.2025 14:24 #
@roberthum oczywiście, że wypaczyła. Bramka padła w momencie lepszej gry Liverpoolu i to tuż przed przerwą. Mentalnie mogliśmy zupełnie inaczej podchodzić do drugiej połowy. To oszustwo podcięło skrzydła chłopakom.
roberthum 11.11.2025 15:03 #
@Spawacz nie łudźmy się. 3:0 nie wzięło się z jakiegoś mitycznego podcięcia skrzydeł po nieuznanej bramce, tylko z powodu naszej beznadziejnej gry. Jakoś przed strzeleniem tego gola graliśmy straszną padakę. Żadnego wypaczenia tutaj nie było. Wdupiliśmy to i jedyna róznica byłaby tylko taka, że nie byłoby do zera
ynwa19 11.11.2025 13:34 #
ZŁODZIEJE, OSZUŚCI, SZUJE!!! 😡
Pierdolona sędziowska mafia 😡
Nie! to nie dotyczy się tego jednego meczu tylko całokształtu ich przestępczej działalności 😡
mayro78 11.11.2025 13:58 #
Sędzia główny powinien być tylko głosem VARu, a tak nie jest.
Var powinien być nadrzędny i ostateczny.
Pewna grupa ludzi robi to celowo, żeby podważyć funkcjonalność tego systemu, który działa znakomicie w innych dyscyplinach sportowych.
Zlikwidować spalone całkowicie
Madara 11.11.2025 14:08 #
Dopóki przepisy będą skonstruowane tak że sędzia zawsze może interpretować po swojemu, dopóty będą tego typu wały. Nie pomoże VAR, nie pomoże zmiana sędziów, jedynie zmiana przepisów to odwróci ale nikt tego nie zrobi, nigdy! Dlaczego? Każdy chyba wie...
Raf 11.11.2025 14:17 #
Fajny i aktualny felieton. Co do rozwiązań to zmiany przepisów i w technologii niewiele dają, więc jedyne sensowne rozwiązanie to zmiany systemowe. Powinni wprowadzić regularne kary kilku meczów przerwy lub przesunięcia do niższej ligi dla wszystkich sędziów. Przy czym nie orzekałby o tym panel związku sędziów, a niezależny panel powołany przez ligę złożony z byłych sędziów, piłkarzy i menadżerów. Każda inna zmiana i tak rozbija się o ścianę interpretacji. No może sytuacja z Diazem mogła być prosto rozwiązana, bo tutaj sędzia var szybko się zorientował, że zawalił komunikacyjnie i w razie niezrozumienia go czy błędu (wymienione w przepisach sytuacje), można by było cofnąć mimo wszystko tę decyzję.

Pozostałe aktualności