LEE
Leeds United
Premier League
06.12.2025
18:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1259

Anfield przestaje być twierdzą - Liverpool musi odzyskać dominację


Najbardziej wymowny komentarz dotyczący problemów Liverpoolu padł z ust trenera gości.

– Byliśmy nieco zaskoczeni, że mieliśmy tyle czasu i przestrzeni na grę – powiedział Regis Le Bris po remisie 1:1 Sunderlandu na Anfield.

Nie powinni być jednak zaskoczeni, biorąc pod uwagę podobną swobodę, jaką wcześniej otrzymali Nottingham Forest i PSV podczas swoich wizyt na Merseyside.

W poprzednim sezonie Anfield było twierdzą. Drużyna Arne Slota wygrała u siebie 14 spotkań, dwa zremisowała i tylko raz przegrała w siedemnastu meczach ligowych, co pozwoliło jej sięgnąć po mistrzostwo Premier League. Rywale byli regularnie przewyższani intensywnością i jakością.

Ten czynnik strachu całkowicie jednak zanikł. Liverpool po raz pierwszy od okresu pandemii Covid-19 – kiedy spotkania rozgrywano przy pustych trybunach – nie wygrał trzech kolejnych domowych meczów we wszystkich rozgrywkach.

To stadion, na którym słabości mistrzów są dziś obnażane na oczach 60 tysięcy kibiców. Rywale dostają mnóstwo zachęty. Zamiast myśleć o minimalizowaniu strat, przyjeżdżają przekonani, że można wywalczyć coś więcej.

– Jasne jest, że zespoły grające przeciwko nam wierzą, że mogą osiągnąć korzystny wynik. I nie tylko wierzą – ten sezon już to pokazał. Nawet w meczach, które wygraliśmy, dawaliśmy rywalom sygnał: Hmm, tu da się coś ugrać – powiedział Slot.

Zaledwie cztery zwycięstwa w siedmiu domowych meczach ligowych oznaczają, że Liverpool stracił na Anfield więcej punktów niż w całym poprzednim sezonie do momentu zapewnienia sobie tytułu.

Nadzieje, że niedzielne zwycięstwo z West Hamem może być punktem zwrotnym, prysły. Drużyna Slota znów się cofnęła i dopisała do kolekcji kolejny występ pełen błędów i chaosu.

Tylko sprytne zagranie Floriana Wirtza i duży rykoszet od Nordiego Mukiele – dzięki czemu bramka została zapisana jako samobójcza – pozwoliły Liverpoolowi uratować punkt i uniknąć kolejnej kompromitacji.

Jednak pierwszy remis w sezonie niewiele zmniejszy presję ciążącą na Slocie. Zespół wygrał zaledwie cztery z ostatnich czternastu spotkań we wszystkich rozgrywkach, zdobywając tylko siedem punktów z 27 możliwych. Co znamienne, Liverpool nadal traci jedynie dwa punkty do czwartej Chelsea.


Szalona końcówka meczu doskonale oddawała obecną sytuację drużyny. Brakowało struktury i organizacji. Desperackie próby zdobycia gola sprawiły, że gospodarze zostawiali ogromne przestrzenie, z których Sunderland mógł łatwo korzystać. Po przechwycie słabego strzału Konaté, bramkarz Robin Roefs posłał znakomite długie podanie do Wilsona Isidora, który w doliczonym czasie stanął oko w oko z Alissonem. Tylko heroiczna interwencja Federico Chiesy uchroniła Liverpool przed porażką.

– Podniosłem wzrok i zobaczyłem ich zawodnika kompletnie wolnego na środku boiska – mówił Slot.

– Dobrze, że Fede nie odpuścił i biegł do końca. Remis był minimum, na jakie zasłużyliśmy.

– Nie zgadzam się też w pełni, że przeciwnik rósł w siłę w trakcie meczu – w drugiej połowie tylko jedna drużyna utrzymywała się przy piłce i grała praktycznie na jednej połowie boiska.


Słowa Slota były jednak pewnym naciąganiem rzeczywistości. Liverpool miał co prawda 68 procent posiadania, ale niewiele z niego wynikało. Z 23 oddanych strzałów tylko cztery były celne. Sunderland trafił w słupek i poprzeczkę oraz sześciokrotnie zmusił Alissona do interwencji. To nie był heroiczny bój beniaminka o przetrwanie.

Rosnącą frustrację na trybunach Anfield czuć coraz wyraźniej. Napięcie przenosi się na piłkarzy, którzy zamiast czerpać energię ze wsparcia kibiców, wyglądają na sparaliżowanych odpowiedzialnością. Skutkuje to błędami, złymi decyzjami i brakiem pewności siebie.


Udowodniono też, że problemy Liverpoolu nie ograniczają się do pytania o to, czy Mohamed Salah powinien zaczynać na prawej stronie. Po raz pierwszy w karierze został posadzony na ławce w dwóch kolejnych meczach ligi u siebie. Z wysoko podciągniętym kominem bluzy obserwował bezradną, wolną i czytelną grę zespołu w pierwszej połowie.

Praktycznie nie było pressingu, tempo wymiany podań było dramatycznie niskie, a plan – jeśli jakiś istniał – kompletnie nie działał. Wejście Salaha za niewidocznego Cody’ego Gakpo po przerwie ożywiło ofensywę, ale tylko nieznacznie.

Alexander Isak kompletnie nie istniał – zanotował zaledwie 14 kontaktów z piłką w 86 minut. Zastanawiające również było, dlaczego tak długo zwlekano z wejściem Hugo Ekitike i Chiesy.

Slot określił bramkę Sunderlandu jako „pechową”, bo piłka po strzale Chemsdine’a Talbiego odbiła się od Virgila van Dijka. Sytuacja była jednak do uniknięcia – holenderski stoper wcześniej stracił piłkę i zbyt wolno doskoczył do strzelającego rywala. Van Dijk częściowo odkupił winę ważną interwencją przy groźnym dośrodkowaniu Dana Ballarda.

Pozytywów było niewiele, choć zdobyty punkt po raz pierwszy od maja dowodzi, że drużyna potrafi jeszcze odpowiedzieć na stratę gola. Wirtz nadal czeka na premierowe trafienie, lecz kolejny raz miał istotny udział przy bramce.

Fakt, że Liverpool w końcówce był bliżej straty gola niż zwycięstwa, doskonale podsumowuje obecną sytuację. Anfield stało się zbyt gościnnym miejscem dla przyjezdnych.

James Pearce

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności