Slot: Zespół się rozwija
Sobotnie starcie między Liverpoolem, a Tottenhamem obfitowało w budzące wielkie emocje wydarzenia.
Spurs zmuszeni byli kontynuować grę w dziesiątkę po tym, gdy w pierwszej połowie spotkania czerwoną kartkę ujrzał Xavi Simmons.
Bramek doczekaliśmy się w drugiej części meczu. Wynik otworzył Alexander Isak w 56 minucie. Szwedzki napastnik zaraz po uderzeniu doznał jednak kontuzji i nie był w stanie kontynuować gry. Dziesięć minut później Hugo Ekitike podwyższył prowadzenie gości do 2:0 trafiając do siatki po uderzeniu głową.
W końcowych minutach meczu bramkę zdobył Richarlison, dając zapowiedź nerwowej końcówce. Chwilę później w niepotrzebną dyskusję z sędzią wdał się Cristian Romero, który obejrzał drugą zółtą kartkę oraz wyleciał z boiska.
Ostatecznie Liverpool wywiózł cenne trzy punkty po ciężkim, fizycznym spotkaniu.
Przedstawiamy Państwu wypowiedzi Arne Slota z pomeczowej konferencji prasowej…
O kontuzji Isaka odniesionej przy zdobyciu bramki…
Nie mam żadnych informacji na jego temat, ale jeśli zawodnik strzela gola, a potem doznaje kontuzji, nie wraca już na boisko i nawet nie próbuje wrócić… zazwyczaj nie jest to dobry znak. Conor Bradley też doznał urazu i próbował kontynuować mecz. Nie mogę jednak powiedzieć nic więcej, to tylko przeczucie. Nie mam żadnych informacji od zespołu medycznego.
O tym, czy Isak coś już powiedział na ten temat…
Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem. Dobrze, że strzelił gola. To było dobre wykończenie, otrzymał świetne podanie od Floriana Wirtza. Już w zeszłym tygodniu mówiłem, że zawodnicy grają coraz lepiej, a drużyna się rozwija. Znów nie było idealnie, szczególnie w ostatnich 10 minutach... ale zdobywamy punkty i widzę, że zespół rozwija się w sposób, który mi się podoba.
O tym, czy utrata Isaka jest „tym bardziej frustrująca” po bramce, przy której asystował Wirtz…
Tak, ponieważ właśnie takie sytuacje chcielibyśmy widzieć jak najczęściej. Dobre podanie prowadzące do dobrego wykończenia. Myślmy jednak pozytywnie, jeszcze nic konkretnego nie wiemy. Miejmy nadzieję, że [Isak] szybko do nas wróci. Teraz trudno mi coś więcej powiedzieć.
O tym, czy Jeremie Frimpong został zmieniony z powodu kontuzji…
Nie, Jeremie nie ma żadnego problemu. Nie chciałem przez 30 sekund grać w dziesiątkę. Anglia to chyba jedyny kraj, w którym kontuzjowani zawodnicy muszą opuścić boisko na 30 sekund, a przy urazach głowy nawet na 45, więc się do tego dostosowałem.
Wiedziałem, że zostało niewiele czasu gry i uznałem, że bardzo się męczymy z przewagą jednego zawodnika, więc gra 10 na 10 przez pół minuty, gdy on leży na murawie – niezależnie od tego, czy wróci, czy nie – sprawiła, że postawiliśmy na Federico [Chiesę].
Jeremie nie ma problemu, natomiast w przypadku Alexa i Conora musimy poczekać. Nie jesteśmy jedyną drużyną w Anglii, która w tym okresie zmaga się z kontuzjami. Wszyscy gramy bardzo dużo meczów. To zupełnie normalne, że zespoły mają w swoich szeregach kontuzjowanych piłkarzy.
Jasne, że jesteśmy z tego zadowoleni. Ale kiedy zaczynaliśmy sezon, nie było tak, że byłem zachwycony i w pełni szczęśliwy, gdy byliśmy w top four. Zawsze celujemy w jak najlepszy wynik i po bardzo dobrym początku byliśmy rozczarowani serią późniejszych rezultatów.
Ale, jak sam powiedziałeś, teraz mamy tyle samo punktów co zespół z czołowej czwórki. Nie zapominajmy jednak, że w Lidze Mistrzów poradziliśmy sobie całkiem dobrze, mimo bardzo trudnego losowania. Widzę wiele drużyn, które ledwo zdobyły punkt, ale my z nimi nie graliśmy.
Myślę więc, że nigdy nie było aż tak źle, jak niektórzy mówili, ale prawdą jest też, że na pewno nie prezentujemy się perfekcyjnie. Latem dokonaliśmy wielu zmian. Wiedzieliśmy, że to będzie wymagało czasu. Być może dlatego, że wygraliśmy pierwsze pięć czy sześć meczów, wszyscy myśleli, że wszystko pójdzie znacznie bardziej gładko. Ale jako klub – właściciele, Richard [Hughes], Michael [Edwards] i wszyscy inni – wiedzieliśmy, że zmiany, których dokonaliśmy mogą przynieść także różne wyniki. I to się potwierdziło.
O grze pod presją mimo przewagi liczebnej lub o tym, że „presja pojawia się, gdy drużyna zdobędzie gola”…
To ostatnie jest w stu procentach prawdą. Zawsze jest trudno, bo gdy próbuję wyjaśnić, dlaczego jest trudno, ludzie potem mówią: „Zdradzasz zbyt wiele przyszłym rywalom”. Myślę, że było dość oczywiste, co robiło Newcastle i co robił Tottenham, ale może nie powinienem tego mówić.
Najbardziej bolało mnie jednak to, co robiliśmy, gdy mieliśmy piłkę w dziewięciu minutach doliczonego czasu – które ostatecznie zamieniły się w dziesięć i tym razem były w pełni uzasadnione... W każdym razie, nasi rywale mieli chyba 95 procent posiadania piłki. Za każdym razem, gdy mieliśmy futbolówkę, wykopywaliśmy ją lub traciliśmy w prosty sposób. To było niewiarygodne, że nie potrafiliśmy utrzymać piłki choćby trochę dłużej, więc musieliśmy bronić się przez dziewięć i pół minuty.
O tym, że Tottenham grał w dziewiątkę…
Myślałem, że będzie trochę łatwiej, ale w rzeczywistości tak nie było. Oczywiście wciąż mieli rzut wolny, a ja wiem, jak wyjątkowym piłkarzem jest [Pedro] Porro i jak dobrze wykonuje stałe fragmenty. Pokazał to już przy rzucie rożnym, po którym padł gol, oraz w kilku innych momentach. Pomyślałem: „Najpierw przetrwajmy ten rzut wolny”.
Szczerze mówiąc, sądziłem, że grając przeciwko dziewięciu, będziemy w stanie trzymać ich z dala od naszej bramki. Tymczasem wyglądało to tak, jakbyśmy to my grali w dziewiątkę, a oni w jedenastu, bo atak następował po ataku, po ataku – choć nie zakończyło się to golem.
O decyzjach dotyczących czerwonych kartek…
Drugiej nie widziałem. Myślałem, że jeden z naszych zawodników dostał żółtą kartkę i zastanawiałem się: „Jak Ibou [Konaté] mógł dostać żółtą kartkę za to zagranie?”. A przecież Ibou nawet nie miał wcześniej kartki. Potem zobaczyłem, że to oni ją dostali. Nie wiem więc, co się dokładnie wydarzyło i dlaczego była to druga żółta kartka.
Jeśli chodzi o pierwszą, z udziałem Xaviego Simonsa, nie sądzę, żeby miał jakikolwiek zamiar zrobić krzywdę rywalowi. Ale gdy obejrzysz powtórkę – kontakt od tyłu, korki, wysokość, chyba łydka, Achilles – to już któryś razy, gdy rywal sfaulował naszego piłkasza w taki sposób. Wtedy nie kończyło się to czerwoną kartką, ale tym razem tak. Widziałem wiele sytuacji, gdy takie faule były karane czerwoną kartką. Ale w tym sezonie widziałem też kilka razy, gdy inne zespoły popełniały dokładnie takie same faule przeciwko nam i kartki nie było. Zawsze trochę zależy to od tego, kto jest na VAR-ze i jaką decyzję podejmie sędzia.

Komentarze (1)