LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1006

Znaczenie formy na Anfield


Nie ma to jak w domu. Zwłaszcza, jeśli jest się klubem piłkarskim. Ta powszechnie znana prawda sprawdza się w przypadku każdej drużyny osiągającej sukces, jest podstawą budowania piłkarskich imperiów oraz upadania potęg.

Wyrażenia takie jak „forteca”, „kocioł”, „trudne miejsce do gry” i inne na stały weszły do codziennego języka piłki nożnej.

W obecnej sytuacji Liverpoolu sprawa jest nad wyraz aktualna.

Niedzielny remis z Manchesterem City przedłużył serię meczów bez porażki na Anfield do siedmiu, ale obawy pozostają. Był to jednocześnie piąty podział punktów u siebie, z czego czwarty pod rząd. Mecze bez porażki przed własną publicznością to jedno, zdobywanie 3 punktów to coś zupełnie innego.

Kiedy spojrzymy nieco w dół, do Championship zobaczymy, że Southampton zdołał połączyć te cele.

Wtorkowe zwycięstwo nad Hull City było 21. z rzędu zwycięstwem Świętych na własnym boisku. Po meczu trener Southamptonu, wieloletni fan Liverpoolu Nigel Adkins powiedział:

- To fantastyczny rekord. Właśnie się dowiedziałem, że wyrównaliśmy osiągnięcie Liverpoolu z czasów Shankly’ego!

Jego informator miał rację. Chociaż seria ta nie uwzględnia spotkań pucharowych, The Reds wygrali 21 razy z rzędu w lidze między 29.01.1972 a 20.01.1973. Wciąż pozostaje to rekordem powojennej historii rozgrywek w Anglii, a seria znacząco przyczyniła się do odzyskania tytułu mistrzowskiego po siedmiu latach przerwy.

Shankly, jak doskonale wiadomo, planował uczynić z Liverpoolu bastion nie do zdobycia odkąd przybył na Merseyside w 1959 roku.

Jak wydedukował, do osiągnięcia celu potrzebował nie tylko znacznie lepszej drużyny na boisku, ale także zmiany w sposobie myślenia całego klubu.

Samo Anfield, podniszczone w czasie najciemniejszych dni klubu w lata pięćdziesiątych miało być początkiem budowania czegoś wielkiego. Shanks, razem ze swoim sztabem i nastoletnimi adeptami futbolu pomalował trybuny, posprzątał w środku i wyrzucił wszystko, co przeszkadzało jego koncepcji. Niedługo potem miejsce rozgrywania meczy znów stało się dla Liverpoolu prawdziwym domem.

Miało to swoje odzwierciedlenie na boisku. W sezonie 1961-1962 The Reds nie przegrali żadnego meczu na własnym stadionie po drodze do awansu do First Division. Czy nazwiemy to „fortecą” czy „trudnym wyjazdem”, Anfield stało się miejscem, gdzie drużyny przeciwne przyjeżdżały bardzo niechętnie, prawdopodobnie grało im się tam najgorzej w całej Anglii.

Taki stan rzeczy utrzymał się przez wiele kolejnych lat. W 315 meczach na Anfield w okresie 1965-1980 Liverpool przegrał tylko 20 razy. W sześciu kampaniach od tego czasu (1971, 1977, 1979, 1980, 1988, 2009) udało się zakończyć sezon bez porażki u siebie.

Od czasu spadku z ligi w 1954 roku nie było sezonu, w którym The Reds zostaliby pobici u siebie więcej niż 5 razy.

Małym cudem jest fakt, że Anfield wciąż ma wielki wpływ na graczy rywali kiedy czekają na początek meczu.

- Pamiętam Johna Terry’ego i jego wypowiedź po odpadnięciu w półfinale Champions League w 2005 roku. Opowiadał, że stojąc w tunelu czuł motyle w brzuchu wyczuwając atmosferę panującą na stadionie – mówi członek wielkiej drużyny Shankly’ego, Ian Callaghan.

- Tak właśnie wyglądało to miejsce odkąd Shanks podpisał umowę. On stworzył tę atmosferę. Był w stanie motywować ludzi, piłkarzy, kibiców. Jednoczyć ich.

- Kiedy rywale szli przez tunel na boisko, byli przerażeni, nie ma wątpliwości.

Ten czynnik strachu jest czymś, co Kenny Dalglish za wszelką cenę chce przywrócić w czasie swojego drugiego pobytu na ławce trenerskiej Liverpoolu. Jego wyniki są imponujące. Jako trener w całej swojej karierze przegrał na własnym obiekcie tylko 9 razy, a w Liverpoolu tylko raz w ostatnich 53 meczach.

Wciąż jednak wyniki tego sezonu, dwie wygrane na siedem spotkań stanowią problem. Liverpool tworzy mnóstwo sytuacji, ale ich nie wykorzystuje. Remisy z Manchesterem United i City to nie koniec świata, jednak podział punktów z Sunderlandem, Swansea czy Norwich zostały przyjęte co najmniej z niesmakiem.

- Nasza forma u siebie może być lepsza – zapewniał Kenny – Jednak nasza gra, poza drugą połową meczu z Sunderlandem, była wspaniała. Chodzi tylko o coś ekstra na koniec świetnych akcji, którymi nękamy przeciwnika. Pewnego dnia to przyjdzie i zaczniemy wykorzystywać okazje.

Southampton aby wyrównać ligowy rekord Liverpoolu musi wygrać dwa następne mecze z Blackpool i Crystal Palace. Święci są pewnymi liderami tabeli Championship i można się spodziewać, że w przyszłym roku zobaczymy ich w roli gości na Anfield.

Kibice z Merseyside wierzą, że do tego czasu dom Liverpoolu ponownie stanie się „bastionem nie do zdobycia”.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

rodzio5555 02.12.2011 17:58 #
Gdybyśmy grali z każdym jak z Chelsea to byłoby pięknie :)

Pozostałe aktualności

Statystyki przed meczem z Tottenhamem  (0)
03.05.2024 12:21, Fsobczynski, liverpoolfc.com
Van Dijk może nie zagrać z Tottenhamem  (9)
03.05.2024 11:35, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Zdjęcia z czwartkowego treningu The Reds  (0)
03.05.2024 10:27, Bartolino, liverpoolfc.com
Liverpool wraca do Ligi Mistrzów  (8)
02.05.2024 23:39, BarryAllen, liverpoolfc.com
Jaros z Pucharem Austrii  (2)
02.05.2024 13:27, Ad9am_, liverpoolfc.com