LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1283

KING KENNY - AUTOBIOGRAFIA cz II


Wciąż mieszkałem w pobliżu Ibrox. Jim Craig, jeden z Lwów Lizbony zatrzymywał się niedaleko i często podwoził mnie na Celtic Park. Wszyscy piłkarze w Celtiku byli bardzo pomocni. Kiedy później przeprowadziłem się do innej części na południu miasta, podrzucali mnie Bertie Auld i Billy McNeal. Również na treningu zawsze chętnie pomagali. Big Jock zachęcał ich, by opiekowali się młodszymi zawodnikami.

Nie wiem, jak Lwy Lizbony postrzegały mnie jako piłkarza, wiem natomiast, że zachowywali się całkiem skromnie. Bardzo podobnie było w szatni Liverpoolu, kiedy przeniosłem się tam w 1977 roku. To byli wielcy piłkarze i dobrze o tym wiedzieli, ale byli również dobrymi ludźmi, nie byli aroganccy. Big Jock nie pozwoliłby im zachowywać się w inny sposób. Ja byłem nerwowy, nawet w tak przyjaznej atmosferze. Pojawianie się każdego dnia na treningu było jak rozgrywanie finału. Siedziałem w busie, miałem mdłości. Bywałem tak zdenerwowany, że pierwszą rzeczą, jaką robiłem po dotarciu na Celtic Park, była wizyta w toalecie.

Celtic był cudownym miejscem. Wszystkim bardzo zależało na sukcesie klubu. Żadna drużyna nie osiągnie go, jeśli nie będzie dobrej współpracy; nie tylko na boisku, ale i poza nim, od operatora bramek przy wejściu na trybunę do dyrektora. Pierwszy zespół Celtiku był tak udany, że Big Jock i Sean Fallon mogli spędzać czas pracując z dzieciakami, co naprawdę pomogło mi w rozwoju. Większość treningu prowadził Willie Fernie, który kiedyś był świetnym napastnikiem Celtiku. Willie kochał mieć piłkę przy nodze podczas swojej kariery. Nie zmienił się, będąc trenerem. W każdy piątek wybiegał z piłką na trening, krzycząc „Dalej chłopcy!”. Rozgrzewka polegała na tym, że staraliśmy się go złapać. Na grach treningowych Willie przyznawał nam dodatkowe punkty za grę klepką. Większość czasu graliśmy na dwa kontakty. Mieliśmy wielkie szczęście, bo wszyscy nasi trenerzy, Big Jock, Willie i Sean, grali w przeszłości dla Celtiku. Wychowali się na tradycji klubu, na zasadzie, że futbol to gra podań.

W tygodniu pracowałem jako praktykant, ponieważ mój ojciec uważał, że zdobycie zawodu jest istotne. W warsztacie skrobałem lakier, szlifowałem drzwi, robiłem wszystko to, co było potrzebne. Czasem wychodziłem do miasta by przekazać wiadomość lub załatwić jakąś sprawę. Zawsze wysyłano młodych chłopaków do sklepu z narzędziami. Dawano nam listę zakupów, a na niej nakrętki, śrubki czy gwoździe. Często na dole listy znajdowała się jedna podstępna rzecz, jak „śrubokręt dla leworęcznych”. Kiedy raz zapytałem w sklepie o „bąbelka do poziomicy”, sprzedawca odpowiedział „Pierwszy rok, synu?”. Odparłem, „Tak, skąd pan wiedział?”. „Dobrze, synu. Pójdę po te bąbelki. Ile zapakować?”.

To wszystko odbywało się w przyjaznej atmosferze, takie były moje początki. W warsztacie byłem dobrze traktowany. Nigdy nie musiałem pracować w soboty, więc mogłem cieszyć się futbolem. W każdy wtorek i czwartek wychodziłem pomiędzy 16:30 i 17:15, aby złapać dwa autobusy na Celtic Park, będąc wciąż w stroju roboczym i z włosami pełnymi pyłu. Wszyscy pozostali chłopcy przyjeżdżali z praktyk w innych częściach Glasgow. Graeme Souness dojeżdżał z Edynburga ze szkoły. Mogłem rzucić zawód już wcześniej. Kiedy dołączałem do Celtiku Jock Stein spytał mnie, czy nie chcę pomagać na stadionie, ale nie zgodziłem się na to. Wolałem odbywać praktyki w warsztacie, dopóki Celtic nie zaoferuje mi pełnego kontraktu. Pod koniec mojego pierwszego sezonu, który spędziłem na wypożyczeniu w Cumbernauld, gdzie strzeliłem 37 goli, czułem, że udowodniłem swoją wartość. Poszedłem więc spotkać się z Big Jockiem w jego biurze. Wszyscy się go obawiali, a on sam był zaskoczony moją wizytą, gdy spytałem, „Czy mogę podpisać pełny kontrakt?”. Big Jock odmówił, ale byłem uparty. Kilka dni później Big Jock rozmawiał z moim ojcem i ostrzegł go, „Kenny może nie mieć wielu szans na grę w rezerwach, lepiej niech zostanie jeszcze rok w Cumbernauld”. Mój ojciec odpowiedział, „Akceptuję pańskie słowa, panie Stein, ale jeśli Kenny ma dostać szansę, musi ją dostać teraz. Big Jock nie spodziewał się takiej determinacji ze strony mojego ojca. Ostatecznie zgodził się i podpisałem profesjonalny kontrakt.

Ciążyła na nas presja. Każdy ją ma, zależy tylko jak wielką potrafisz znieść. Każdy ma swój punkt załamania. Byłem pod presją by dostać się do rezerw, potem udowodnić swoją wartość na tyle, by dostać nowy kontrakt. Potem przyszła presja towarzysząca przebiciu się do pierwszego zespołu i ugruntowaniu swojej pozycji , presja sukcesu i ta międzynarodowa. To nieubłagane koło. Za każdym razem, gdy wspinałem się jeden szczebel wyżej na drabinie, starałem się zrealizować kolejny cel, przynosiło to kolejny stres. Zawsze, gdzieś w podświadomości, towarzyszyło mi uczucie, że gdzieś, kiedyś na mojej drodze kryć się może rozczarowanie.

Nie pomagał mi fakt, że byłem tak nieśmiały poza boiskiem. Kiedy tylko ktoś do mnie mówił, zawstydzałem się, robiłem się czerwony jak burak. Na boisku tego nie odczuwałem, po prostu wychodziłem i grałem w piłkę. Prawdopodobnie więcej myślałem o futbolu wtedy, kiedy nie grałem. Kiedy oglądałem jakiś mecz z boku, myślałem „jeśli teraz dośrodkują piłkę, przeciwnicy będą mieli spory kłopot”. Albo gdy widziałem ostre starcie, krzywiłem się. Kiedy jednak grałem, brałem udział w takich starciach kilka razy w ciągu meczu, nawet o nich nie myśląc. Mój umysł w pełni skoncentrowany był na grze. Przewidywałem wydarzenia na boisku i byłem na nie gotowy. Mecze w rezerwach opierały się na walce fizycznej. Wyszło nam to na dobre, bo byliśmy młodą grupą, która grała przeciwko starszym piłkarzom.

Występ na Ibrox zawsze był moim marzeniem. To niesamowity stadion, chociaż miałem problem, gdy pierwszy raz na nim grałem, w drużynie Scotland Schoolboys. Miałem problem z zawieszeniem swoich ubrań na wieszaku, ponieważ był on tak wysoko. Wszyscy piłkarze Rangersów byli wysocy. Musiałem stanąć na ławce, by zawiesić kurtkę. Może dlatego nigdy się po mnie nie zgłosili – byłem za mały! Jedno wspomnienie z Ibrox wciąż mam w głowie – kanciaste słupki. Były inne, niż na pozostałych stadionach: duże, kwadratowe, grube na cztery cale. Publiczność na Ibrox była wspaniała. Kilka lat później jechałem w busie z Celtik Park na Ibrox, by zagrać w Old Firm. Fani Rangersów wychodzili z pubów przy Paisley Road West, krzycząc w naszym kierunku. Widziałem dwóch facetów, którzy mieszkali w tym samym bloku, co ja. Kiedy zobaczyli mnie w oknie busa, opadły im szczęki. Pomachali do mnie, po czym kontynuowali krzyki w kierunku Celtiku. Na boisku nigdy nie byłem szczególnie szykanowany przez kibiców Rangersów. Może było tak dlatego, że nic nie rymuje się z moim nazwiskiem, chociaż słuchając wielu przyśpiewek na stadionach to oczywiste, że rymy nie są aż tak ważne.

Gra na Ibrox była spełnieniem mojego marzenia, ale również częścią mojej edukacji. Big Jock dbał o nasze doświadczenie, nawet jeśli nie odgrywaliśmy roli na boisku, a byliśmy jedynie w składzie. Kiedy byliśmy nowi w rezerwach, Big Jock zabierał nas na mecze pierwszego zespołu w Europie. Vic Davidson i ja pojechaliśmy do Bazylei. Trenowaliśmy z zespołem, ale nie graliśmy w meczu. Siedzieliśmy na trybunie. To było wielkie doświadczenie, które pomogło zrzucić nieco zdenerwowania, kiedy rzeczywiście graliśmy w tych miejscach. Podczas meczu z Waterford kilku z nas znalazło się nawet na ławce rezerwowych. Być może nie brzmi to fascynująco, ale był to w końcu mecz w Europie. Kiedy mieliśmy 18 lat, polecieliśmy z drużyną do Ameryki, Kanady i na Bermudy. Kilku zawodników z grupy Lwów Lizbony, więc Vic Davidson i ja wskoczyliśmy w ich miejsce. Byliśmy totalnie naiwni. Obudziliśmy się w czterogwiazdkowym hotelu, bez zegarka. Nie pomyśleliśmy o tym, aby zadzwonić do recepcji i spytać o godzinę, hotele były dla nas nowością. Na zewnątrz było jasno, więc pomyśleliśmy, że lepiej wstawać. Wyszliśmy przed hotel i wkrótce dotarło do nas – była 7:30 rano.

To była niewiarygodna wycieczka. Graliśmy przeciwko Manchesterowi United w Toronto. Wszedłem na boisko na drugą połowę i miałem okazję zmierzyć się z Georgem Bestem i Paddym Crerandem. Wspaniale! Pojechaliśmy do Nowego Jorku i Bostonu, by zagrać z amerykańskimi drużynami. Na początku drugiej połowy w Bostonie, przeciwnicy zaczęli z dwoma dodatkowymi zawodnikami, więc było ich trzynastu. Przebiegli przez boisko i zdobyli bramkę. Zgłosiliśmy to sędziemu, a on uznał gola i kazał dodatkowej dwójce opuścić boisko. Szalone, ale zabawne. Graliśmy też kilka spotkań na Bermudach, na pięknych, zielonych boiskach. Każdy dzień przynosił nowe doświadczenia, które pomogły ukształtować mnie jako piłkarza. Każdy dzień pracy u Bog Jocka był najlepszą lekcją, jaką młody zawodnik mógłby dostać.

Wciąż wyczuwam obecność Jocka Steina. Rzadko zdarza się dzień, aby nie pojawił się w moich myślach. Trudno uwierzyć, że nie ma go już tutaj. Big Jock był najważniejszą postacią mojej piłkarskiej edukacji. Był wizjonerem. Miał pomysł, aby nadać mi numer 9 i wycofać mnie do środka boiska. Moim zadaniem było przejęcie piłki od czwórki z obrony i przekazanie jej do dwójki napastników. „To jest pozycja, która moim zdaniem będzie ci odpowiadać. Nie wiem, czy ktoś gra w ten sposób, ale my spróbujemy i ty sprawisz, że to zadziała”, powiedział do mnie pewnego razu. Big Jock rozrysował role i wysłał mnie na boisko, by wprowadzić to w życie. Spróbowaliśmy tego w meczu rezerw Celtiku i zadziałało. Wykreował mnie jako piłkarza. Wiele moich sukcesów zawdzięczam właśnie jemu.

Jock miał wielką osobowość. Otaczała go cudowna aura. Kiedy wchodził do przepełnionego pokoju, a ty stałeś tyłem do drzwi, po prostu wiedziałeś, że Jock wszedł. Ludzie, którzy byli jego przyjaciółmi w zawodzie menedżera, jak Bill Shankly, Don Revie i Sir Matt Busby, wspominają szacunek, jakim go darzyli. Rzadko zdarzało się, że ktoś pracujący w Szkocji był postrzegany na tym samym poziomie co ta trójka, która przecież tak dobrze radziła sobie w Anglii, ale Jock był właśnie takim człowiekiem. Długo myślał o taktyce, a jego odprawy były inspirujące, szczególnie przed meczami derbowymi. Często również inspirował piłkarzy przed meczami rezerw. Dobrze pamiętam odprawy Big Jocka, kiedy sytuacja nie układała nam się po myśli. Temperatura jego gniewu mogła zdzierać farby ze ścian szatni. Big Jock mógł zaakceptować fakt, że piłkarze grają źle, ale dają z siebie wszystko. Nie zostawiał nikomu wątpliwości, co sądzi o braku zaangażowania. Nie wiem, czy robił to specjalnie, ale kiedy którykolwiek z zawodników pierwszego zespołu grał w rezerwach i nie zostawiał serca na boisku, Big Jock stawiał go do pionu. Niewielu ludzi wygrywało z nim kłótnie, ale kiedy już wygrywali, niedługo potem żegnali się z klubem.

Stein nie bardzo tolerował wygłupy. Kiedy zachowywaliśmy się nieodpowiednio, byliśmy karani. Starał się zaaplikować nam, młodym chłopakom, dyscyplinę. Nasze włosy nie mogły być za długie, musieliśmy zawsze być na czas. Big Jock był zaangażowanym menedżerem. Zagrałem pod jego wodzą mój pierwszy mecz jako zawodowiec, kiedy zebrał drużynę rezerw składającą się z chłopaków przebywających na wypożyczeniach. Ja wróciłem z Cumbernauld, Danny McGrain i Paul Wilson z Maryhill, Vic Davidson z Ashfield. Naszym przeciwnikiem był zespół Greenock Morton, a Big Jock myślał, że zostaniemy upokorzeni. Przegraliśmy tylko 5-4. To miał być dla nas test osobowości i nowe doświadczenie. Wtedy prawdopodobnie dowiedzieliśmy się o Big Jocku tak dużo, jak on o nas. W czasie przerwy wszedł do naszej szatni i powiedział naszemu bramkarzowi, że powinien wyjść do jednego z dośrodkowań. Golkiper zebrał się na odwagę i odpowiedział, „to nie była moja wina, tylko ich”. Big Jock przeszedł się po szatni i pozamykał wszystkie okna, by na zewnątrz nikt go nie słyszał. Następnie wybuchnął, wylewając na nas cały swój gniew. Wszyscy wiedzieli na czym stoją.

Trzeba było odwagi, aby przeciwstawić się Big Jockowi, ale był konstruktywny. Wiedzieliśmy, że wszystko co mówi i robi, wychodzi nam na dobre. Przychodziliśmy do niego po radę. Dla nas, dzieciaków, zawsze miał czas. Zawsze był dla mnie dobry. Podczas moich pierwszych dni w Celtiku, znalazłem się w drużynie na Old Firm Derby w wykonaniu rezerw. Mieszkając w pobliżu Ibrox, przeszedłem po prostu przez ulicę, czekałem na autobus z piłkarzami Celtiku i wszedłem do środka. Powiedzieli mi, że Big Jock szukał mnie na Celtik Park. Chciał powiedzieć mi kilka słów, ponieważ wiedział, jak wiele znaczy dla mnie gra na Ibrox. To pokazuje, jak wspaniałym menedżerem był Big Jock. Sean przeczytał listę zawodników i ku mojemu zaskoczeniu, grałem. Sądziłem, że nie mam wystarczająco dużo doświadczenia. To sprawiło, że byłem jeszcze bardziej zdeterminowany, by zagrać dobrze dla Jocka Steina. Wygraliśmy tego dnia, Joe McBride strzelił jedynego gola.

Lwy Lizbony wciąż wygrywały. Big Jock zdał sobie sprawę, że wystawienie jednego dzieciaka nie sprawi im kłopotu, więc ostatecznie dostałem szansę. Mój debiut to nie było największe ryzyko podjęte przez Jocka Steina w jego karierze. To był 25 września 1968 roku, drugi mecz ćwierćfinałowy Pucharu Ligi przeciwko Hamilton Academical, a Celtic prowadził 10-0 po pierwszym spotkaniu. Niewiele było do zepsucia. Wszedłem na boisko w drugiej połowie, wygraliśmy 4-2. Zostałem przynajmniej wymieniony w gazecie „Celtic View”, gdzie określono mnie jako „wysoko obiecujący”.

Mój ligowy debiut nie nastąpił aż do 4 października 1969 roku. Kiedy jednak wreszcie nadszedł, był kompletnie nieoczekiwany. Dzień wcześniej pierwsza drużyna mierzyła się z Raith Rovers, a Big Jock wszedł do magazynku po treningu. Byłem tam, odkładając moje buty. „Nie zagrasz jutro dla rezerw”, powiedział. „Dobrze, w porządku”, odpowiedziałem, starając się ukryć rozczarowanie. „Kenny, jedziesz z nami, grasz z pierwszym zespołem”. Wszystko, co mogłem odpowiedzieć, ograniczyło się do „oh, dobrze”. Nie posiadałem się z radości i dumy, ale chciałem być dojrzały i spokojny przed pierwszym meczem. Kiedy wróciłem do domu, powiedziałem tacie, był zachwycony.

Kiedy nadchodził czas meczu, siedziałem w szatni, całkowicie roztrzęsiony, starając się przygotować do gry. Wtedy wszedł Bobby Murdoch, jeden z najlepszych piłkarzy Celtiku w historii. Bobby wracał po kontuzji barku, spojrzałem na niego i pomyślałem, „jest w bardzo dobrej kondycji”. Usiadł koło mnie, kiedy się przebierałem. Spytał mnie, czy się denerwuję. „Nie”, odpowiedziałem. „Cóż, zakładasz prawy but na lewą stopę”. Spojrzałem w dół i tak właśnie było. Nie wiem, czy działała tak obecność Bobby’ego, czy po prostu perspektywa debiutu. Opanowałem się ostatecznie i wygraliśmy 7-1. Co uczyniło mój pierwszy mecz jeszcze bardziej wyjątkowym to fakt, że w zespole Raith Rovers występowało kilku byłych Rangersów, moich bohaterów, jak Ralfie Brand i Jimmy Millar, zawodnicy, przy których grze się wychowałem. Ten mecz to dla mnie wciąż świeże wspomnienie. Grałem w kilku wielkich meczach, nawet w kilku półfinałach i w spotkaniu Pucharu Europy w 1970 roku. Celtic prowadził z KPV Kokkolan 9-0 po meczu u siebie, więc wprowadzenie mnie do gry w drugiej połowie rewanżu nie było wielkim ryzykiem!

Tłumaczenie: Miler

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (5)

calgarylfc 02.04.2012 23:05 #
Chciałbym w to wierzyć RedWarrior, ale na razie boisko weryfikuje inne oblicze drużyny
Gun 02.04.2012 23:10 #
@RedWarrior

Nikt tu nie kwestionuje Kenny'ego jako legendy. Każdy (prawdziwy kibic) ma do niego ogromny szacunek. Ja też. Ale mimo to trzeba spojrzeć na niego jak na trenera, a trenerem na ten moment jest słabym. Gramy fatalnie, przegrywamy z Wigan i QPR, a nasz bilans wygląda tak: LLLWLLL. Pasuje Ci to? Mnie nie i nie zamierzam traktować Dalglisha ulgowo tylko dlatego, że dwadzieścia lat temu odnosił sukcesy. Nie zrozum mnie źle, to nie jest brak szacunku. Po prostu uważam, że Kenny do niczego dobrego Nas nie doprowadzi. NIKT NIE JEST WIĘKSZY OD KLUBU. Nawet Dalglish.
Szmuggi 02.04.2012 23:19 #
RedWarrior niezłe bajki opowiadasz ;(

Irytują mnie już po raz setny takie wypominy jakich tu nie tylko RedWarrior używa....

Jak nie jestem ślepo wierzącym (chyba tylko w cuda) kibicem bez uwag i krytyki gdy krytykować się powinno to znaczy, że jestem złym kibicem ?

Chyba komuś się pojęcia pomieszały...
AllHailbeforeDalglish 03.04.2012 01:01 #
Spoko RedWarrior ja Ciebię popieram w 100%. I po artykule ze strony głównie widać, że własciciele nie chcą zwolnić Króla. Mam nadzieję, że dostanie jeszcze kilka lat na zbudowanie drużyny i uciszy wszystkich. Notujemy ciągły progres tak jak Kenny wskazał i wierze w jego i jego słowa w przeciwieństwie do niektórych hejterów.
Garcia93 03.04.2012 10:20 #
Nie ma to jak usunąć komentarz...

Pozostałe aktualności

Slot: Możecie nazywać mnie Arne  (7)
04.05.2024 22:29, Vladyslav_1906, thisisanfield.com
Elliott podsumowuje sezon  (1)
04.05.2024 21:12, BarryAllen, liverpoolfc.com
Postecoglou przed meczem z Liverpoolem  (0)
04.05.2024 15:03, Mdk66, Sky Sports
Liverpool - Tottenham Hotspur: Wieści kadrowe  (0)
04.05.2024 11:55, Wiktoria18, liverpoolfc.com