LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 584

Top Four wciąż w zasięgu – analiza


Byliśmy wczoraj świadkami prawdziwego klasyka rodem z Anfield! W ostatnich momentach emocjonującego meczu z Arsenalem Joe Allen rzutem na taśmę zapewnił Liverpoolowi jeden punkt. Walka o Pierwszą Czwórkę trwa dalej!

Gdy wielkimi krokami zbliżał się koniec wczorajszego meczu kibice mogli ubolewać nad kiepskim początkiem szalenie ważnego okresu, w którym The Reds muszą zmierzyć się z dwiema silnymi drużynami.

Euforia wywołana dwukrotnym wyjściem na prowadzenie w spotkaniu z zajmującym pierwsze miejsce w tabeli Arsenalem powoli opadała, zastąpiona rozgoryczeniem związanym z ostatecznym – jak się wydawało – wynikiem 2:3.

I nagle zupełnie znikąd wyskoczył Joe Allen, strzelając wyrównującą bramkę i wywołując wybuch radości na The Kop.

Gdy się nad tym zastanowić, nie jest to jednak wymarzony wynik. W 89. minucie spotkania, Liverpool od pierwszej czwórki dzieliło sześć punktów. Minutę później odległość zmniejszyła się zaledwie o jedno oczko. Różnica wydaje się więc minimalna, lecz pod koniec sezonu może być bardzo ważna.

Ten heroicznie wywalczony punkt to jednak coś o wiele więcej niż tylko zwykła statystyka. To oznaka powrotu Liverpoolu, który zaciekle walczy do ostatniej minuty. Podobnie jak w spotkaniu z West Bromem, The Reds w ostatnim momencie uratowali się przed przegraną.

Byłoby miło, gdyby takie podejście stało się nawykiem piłkarzy z Anfield. Praca Kloppa w Dortmundzie była wręcz przesycona tego rodzaju popisami. Trener zresztą sam o tym wspomniał po porażce z Crystal Palace.

Środowy mecz w niczym jednak nie przypominał tamtego blamażu.

Gdy Niemiec dołączył do drużyny, starał się utemperować wygórowane oczekiwania kibiców. Teraz, w połowie stycznia – okresu najtrudniejszego w sezonie – widać, dlaczego taką przyjął taktykę. Po 21 meczach ligowych Liverpool zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli. Od kwalifikacji do Ligi Mistrzów zespół dzieli pięć punktów.

Wydaje się, że grając z taką determinacją do ostatniego gwizdka, The Reds mogą być w stanie pokonać dystans dzielący ich do pierwszej czwórki.

Wiele mówi się o tzw. „Gegenpressingu”, który stał się znakiem firmowym drużyn grających pod wodzą Jurgena Kloppa. Największym pozytywem dotychczasowej pracy Niemca w Liverpoolu jest jednak pressing nasilający się, im bliżej końca meczu.

Po pierwsze, Klopp musi załatać dziury w składzie

Anfield przez długą chwilę nie chciało się uspokoić po akcjach Roberto Firmino, które pozwoliły Liverpoolowi objąć prowadzenie w meczu. Jeszcze słychać było oklaski kibiców. I dwukrotnie tę euforię – tak rzadką na Anfield w tym sezonie – gasiły strzały przeciwników, po których piłka wpadała do bramki gospodarzy.

Po pierwszych dwóch golach Liverpool nie był w stanie utrzymać prowadzenia przez więcej niż 10 minut. Dla drużyny, która w bieżącej kampanii nie strzela wielu goli to dramat. To był słaby występ pod względem inteligencji i jakości w obronie. Brakowało rozsądku pozwalającego na uspokojenie szaleńczego tempa spotkania i sposobu na sprawienie, by strzały Kanonierów nie docierały do bramki The Reds.

Jurgen Klopp nie ukrywał nawet frustracji. Menedżer często powtarza, że błędy każdemu się zdarzają. Twierdzi, że winą za nie należy obarczać właśnie jego. Wydaję się jednak, że zdolność Niemca do przyjmowania na siebie potknięć piłkarzy właśnie osiągnęła wartość graniczną. Ile razy można patrzeć na drużynę, która ma wszelkie predyspozycje do grania efektownej piłki w stylu preferowanym przez Kloppa, a jednak mecz za meczem strzela sobie w stopę wpuszczając bezsensowne gole?

Simon Mignolet przy pierwszej bramce dał się pokonać strzałem w krótki róg, a przy drugiej popisał się nierealną wręcz nieporadnością. Mamadou Sakho został wytrącony z równowagi zderzeniem z przeciwnikiem, ale przy samym strzale wyglądał, jakby potknął się o własną nogę. Kolo Toure też mógł wykazać się większą zwinnością przy drugim strzale Oliviera Giroud.

Klopp z pewnością zdawał sobie sprawę z ogromu pracy, jaki będzie musiał włożyć w zespół z Merseyside, by drużyna zaczęła grać na odpowiednim poziomie. Jego zadaniem, jak sam wspominał, miała być zamiana niedowiarków w wyznawców. Zanim menedżer zacznie kłaść fundamenty, powinien jednak zaradzić trawiącej drużynę chorobie. Zanim stanie się Jurgenem Budowniczym, powinien zająć się hydrauliką i pozbyć się przecieków w obronie.

Nie ma szans, by The Reds strzelali po trzy bramki w każdym meczu. Nie ma też oczywiście gwarancji, że nawet po dojściu do ładu z defensywą, nie trafi się przegrane spotkanie.

W starciach z bogatą historią Liverpool musi patrzeć w przyszłość

Mecze z Arsenalem nieraz obfitowały w bramki – weźmy na przykład niesamowity, ustrzelony w cztery minuty hat-trick Robbiego Fowlera, czy czterobramkowy pogrom z 2014 roku. Nic dziwnego, że przez 16 minut wczoraj padły kolejne cztery gole.

Niestety tylko połowa z nich była dziełem The Reds.

Przed rozpoczęciem spotkania wielu mówiło o tym, jak nisko upadł Liverpool od czasu wygranej 5:1 prawie dwa lata temu. Luis Suarez, Raheem Sterling i Steven Gerrard odeszli z zespołu; Daniel Sturridge w dalszym ciągu nie może ostatecznie wyleczyć kontuzji.

Momentami gra zespołu z Merseyside w środowy wieczór przypominała jednak epickie zwycięstwo sprzed dwóch lat.

Różnica polega na szczegółach. Zapomnijmy póki co o obronie, bo ten temat zapewne zostanie jeszcze nie raz poruszony w ciągu nadchodzących dni. Skupmy się zamiast tego na formacji ofensywnej.

Brak jest Suareza, ale do boju zespół zagrzewa inny zawodnik rodem z Ameryki Południowej. Nie ma Gerrarda, ale Henderson coraz bardziej przyzwyczaja się do roli kapitana, choć dopiero niedawno doszedł do pełnej sprawności po urazie. Zespół opuścił też Sterling, ale jest Jordon Ibe, który jednak dopiero poszukuje optymalnej formy i pewności siebie pod okiem nowego menedżera.

Żadnej ujmy nie przyniesie obecnym członkom drużyny stwierdzenie, że nie grają na poziomie swoich wielkich poprzedników. Nikogo to nie zaskakuje. Tamta drużyna była wspaniała dzięki nieprawdopodobnemu wybuchowi talentu Luisa Suareza, niespotykanemu wcześniej (ani później – przyp. tłum.) okresowi sprawności fizycznej Sturridge’a i 18 miesiącom pracy pod wodzą menedżera, który doskonale wiedział, czego chciał.

Swoje piętno Brendan Rodgers odcisnął na zespole dopiero w drugiej połowie pierwszego sezonu. Póki co Klopp prowadzi Liverpool od czterech miesięcy – ma za sobą 21 meczów. Warto też wspomnieć, że trener zarządza zawodnikami, których wybierał kto inny.

Niedługo skończy się porównywanie tego składu z poprzednim. Zapewne stanie się to, gdy Klopp sprowadzi na Anfield piłkarzy, których sam wybierze.

Póki co wspominanie minionej chwały nikomu się nie przysłuży. Biorąc pod uwagę, że obecny skład jest w budowie i dopiero uczy się nowego stylu gry, starając się uniknąć większych wpadek, patrzenie w przyszłość jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem.

Firmino pokazał wszystkie swoje zalety

Strzelając dwie bramki, Roberto Firmino nie tylko wreszcie poprawnie przedstawił się kibicom Liverpoolu. Wyciągnął składane krzesełko, rozsiadł się wygodnie i zaczął delektować caipirinhą – innymi słowy, wreszcie poczuł się tu jak w domu.

Na taki występ wszyscy czekali. Rola Firmino w zwycięstwie nad Manchesterem City jest nie do przecenienia, ale jednak w tamtym spotkaniu odgrywał on rolę drugoplanową. Był „fałszywą dziewiątką”, podczas gdy pierwsze skrzypce grał zawodnik z numerem 10.

W meczu z Arsenalem nie było Philippe Coutinho. W ofensywie wystąpili Adam Lallana, James Milner i Jordon Ibe – zawodnicy wyjątkowo zróżnicowani w zakresie talentu, specjalizacji i słabości. Obowiązek pełnienia głównej roli w ataku spadł więc na Brazylijczyka. To on miał strzelać bramki.

I strzelał! I to w jakim stylu! W tym spotkaniu pokazał wszystkie swoje zalety. To jego wszechstronność przesądziła o wielkości kwoty, jaką wydał klub, by go ściągnąć. Pierwsza bramka Firmino była popisem doskonałej celności, ale to druga pokazała jego prawdziwą klasę.

Brazylijczyk ma jeszcze czas na aklimatyzację i być może wszelkie oceny są przedwczesne, ale Liverpool miał prawo oczekiwać szybkiego zwrotu zainwestowanych pieniędzy.

Klubowi włodarze mogą już spać spokojnie. Poza strzeleniem tych dwóch bramek Firmino zagrał doskonale. Popisywał się bystrymi zagraniami, inteligentnym ruchem bez piłki i zgrabnymi podaniami. Elegancko!

Znaczenie Milnera dla zespołu

Tęskniliśmy za Jamesem Milnerem. To, ile daje zespołowi jego doświadczenie, zaczyna być widoczne dopiero, gdy pomocnik wraca do składu po dłuższej przerwie.

Może to jest właśnie jego główny problem. On na boisku haruje, a nie oczarowuje. Grał w środku pola jako defensywny pomocnik, ale w niektórych meczach wykonywał zadania zarówno defensywne jak i ofensywne. Pomagał też na obu skrzydłach. Nieraz pełnił wszystkie te role w jednym meczu.

Milner jednak cały czas szuka swojego miejsca w drużynie. To ironiczne, że z Manchesteru City Anglik uciekł, by nie musieć grać wciąż tego samego, a może okazać się, że jego nisza na Anfield będzie bardzo podobna do tej, jaką zajmował na Etihad.

W środę Milner wspierał grę ofensywną Liverpoolu z pozycji lewego skrzydłowego. Zawsze ustawiał się tak, by móc do niego podać piłkę. Następnie oddawał ją kolegom, napędzając w ten sposób ataki. Dokładnie to samo robił w City. I to było jego głównym wkładem w grę The Reds przeciwko Arsenalowi.

Klopp w przeszłości korzystał już z tak pracowitych zawodników, wystawiając ich na skrzydle, by ustabilizować i wzmocnić ofensywę. Milner póki co może nie mieć wyboru. Być może będzie się musiał pogodzić z tym, że taka właśnie czeka go rola w Liverpoolu.

Kristian Walsh

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (4)

RedMan1892 14.01.2016 14:59 #
To naprawdę paradoks, że pomimo gry w kratkę i nieustabilizowanej formy wciąż mamy szansę na top4.
Jednym z ważniejszych dotychczasowych sukcesów Jurgena jest przywrócenie wiary i odpowiedniej dla tego klubu mentalności, która utraciliśmy parę lat temu. To może być jeden z kluczowych czynników do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce.
Drugi czynnik to defensywa. Ofensywa ofensywą, ale stabilna i szczelna obrona może nam pomóc ustabilizować cały zespół. Piłkarze grając ze świadomością, że z tyłu jesteśmy silni będą mieli łatwiej grać z przodu i jestem przekonany, że przełożyłoby się to na większą ilość goli.
Pocieszającym jest również fakt, że stopniowo do gry będą wracać kolejni kluczowi piłkarze co wzmocni kadrę w końcówce sezonu. Nie wyklucza to oczywiście kolejnych ruchów transferowych jeszcze w styczniu i czuję, że Klopp kogoś jeszcze upoluje.
Podsumowując, do końca sezonu jeszcze sporo meczy, poziom jest wyrównany, każdy gubi punkty. W skrócie - wszystko w naszych rękach.
consigliere 14.01.2016 16:08 #
nie bardzo łapie co autor mial na mysli piszac o Milnerze..skoro nie moze dla siebie znalezc miejsca (i to w kolejnym klubie) to moze to z nim jest problem, a nie z Liverpoolem? fragment "tesknilismy za jamesem milnerem" traktuje jako element humorystyczny...
w wyscigu o top4 nie jestem optymista, strata punktowa w okresie swiateczno-noworocznym ani drgnela..a przeciez wiele osob tu pisalo ze terminarz byl taki latwy..ciezko sie spodziewac ze latwiej o punkty bedzie latwiej w najblizszym czasie, gdy wroca puchary
kubaburza 14.01.2016 17:14 #
Jakbyśmy zaczęli wygrywać to myślę że bez problemu nawet po mistrza można by sięgnąć.. Każdy zespół traci w tym sezonie punkty masowy i ten zostanie mistrzem kto ustabilizuje umiejętność wygrywania nawet po 1 0.. nie twierdze że to duża szansa ale chce zwrócić uwagę że takie rozważania są bez sensu trochę :D
prosper 14.01.2016 20:13 #
Pamiętam jak czytałem coś o szansie nawet na mistrza, a potem dostaliśmy w dupe 3:0 od Watfordu. Teraz świetny mecz na Anfield, nawet nie zwycięski i znowu szansa na to i tamto. Takie analizy są bez sensu bo możemy wygrać mam utd 5:0, a potem dostac od Norwich 2:0. Najpierw chociaż wejdzmy na 1 kolejkę do tego top4, a potem myslmy o tym a nie z pozycji 9.

Pozostałe aktualności

Wspomóżcie małą fankę Liverpoolu  (3)
29.04.2024 22:08, AirCanada, własne
Spięcie, które symbolizuje kryzys Liverpoolu  (7)
29.04.2024 19:16, GiveraTH, The Athletic
Gravenberch: Każdy jest rozczarowany  (0)
29.04.2024 15:21, Margro1399, Liverpoolfc.com
Dirk Kuyt: Anfield pokocha styl Arne Slota  (0)
29.04.2024 14:43, Bartolino, The Athletic
Salah zostanie w klubie na kolejny sezon  (36)
29.04.2024 13:11, BarryAllen, The Athletic
Wszystkie twarze Arne Slota  (19)
29.04.2024 12:56, Zalewsky, własne
Shearer i Wright o decyzji Anthony'ego Taylora  (5)
29.04.2024 11:45, Bajer_LFC98, Liverpool Echo