LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1311

Okiem Scousera - część XIX


Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny, która powraca po miesięcznej przerwie. Dziś naszą uwagę poświęcimy stylowi gry jaki prezentują na przestrzeni ostatnich tygodni podopieczni Roya Hodgsona oraz powrotowi na stadion przy Anfield Road Gerrarda Houlliera, byłego managera Liverpoolu.

Jest lepiej?!

Nie patrzmy na tabelę, nie patrzmy na wyniki, nie liczmy kontuzjowanych ani nie szukajmy wzmocnień. Spójrzmy po prostu na naszą grę, którą prezentujemy na przestrzeni ostatnich tygodni. Nie jesteśmy już zgrają nierozumiejących się piłkarzy, nie popełniamy masę prostych błędów, nie szukamy jedynie prostych rozwiązań i powoli kształtujemy ciekawy styl. Pytanie tylko brzmi czy będziemy w stanie mimo niekorzystnej sytuacji dalej kontynuować dobrą pracę pod okiem Roya i czy zdążymy wskoczyć na wyższy pułap zanim czołówka nam odjedzie jeszcze dalej?

Mecz z Chelsea, który był dużą odmianą w naszej grze, był momentem przełomowym. W pierwszej połowie zagraliśmy wreszcie futbol, na jaki liczą kibice i co najważniejsze żaden piłkarz nie był gorszy od kolegi. Nawet druga część spotkania, którą zdominowali aktualni mistrzowie, była pokazem odpowiedniej współpracy w obronie. Potem nastały bezsensowne straty punktów z Wigan i Stoke, które obnażyły nie tyle naszą słabą grę, co brak odwagi na wyjazdach oraz mało imponującą szerokość naszej kadry. Trzy mecze w tydzień na poziomie Premier League trzeba grać niemal dwoma składami. Z braku opcji zmuszeni byliśmy grać cały czas niektórymi zawodnikami , co musiało ich wyczerpać. To sytuacja wymagająca interwencji w styczniu a dużego zastanowienia już dziś.

Mecze z West Hamem i Tottenhamem, mimo odmiennych rezultatów, były kolejnymi dobrymi występami Liverpoolu. Postęp jaki notujemy w naszej grze można porównać z sytuacją właśnie Spurs po nieudanej przygodzie Juande Ramosa. Wówczas Harry Redknapp przejął zespół rozbity i wprowadził styl dużo prostszy niż Hiszpan, którego Sevilla swojego czasu oczarowała Europę. Będący obecnie na topie Londyńczycy pokazali w niedzielnym starciu, że nie trzeba mieć niesamowitej techniki, taktyki i finezji, żeby wygrywać z każdym. Należy im się wiele szacunku, bo osiągają bardzo dobre wyniki z najlepszymi. Osiągają je przede wszystkim niesamowitą walecznością i chęciami zwyciężania, których nam obecnie nieco ciągle brakuje.

Drużyna Rednkappa pokonała Liverpool jednym szalonym rajdem w pole karne oraz długiej piłce na wysokiego napastnika. Nie było w tym kunsztu taktycznego, nie było sprytu przy stałym fragmencie. Tottenham po prostu się nie zatrzymuje, ciągle napiera na rywala i bazuje na prostych środkach, które wzmocnione dynamiką Lennona z prawej, fantastycznością Bale’a z lewej oraz wzrostem Croucha dają niezłą mieszankę, której można ulec, jeśli na chwilę się ich zlekceważy i zwolni. Jednak ich szaleństwu można się przeciwstawić większą kreatywnością, inteligencją i spokojem, czym przez większość meczu imponowaliśmy. Nie potrafiliśmy jednak wykazać się wystarczającą determinacją w punktowaniu słabości rywala i dlatego przegraliśmy. Zabrakło nam takiego ducha zespołu jak z pamiętnego meczu na Old Trafford wygranego 1:4. Wtedy nie zraziło nas prowadzenie United ani ogromny tłum wrogich nam kibiców. Tym razem zagraliśmy z nieco mniejszą wiarą i zostaliśmy za to surowo ukarani.

Roy Hodgson nie wprowadza do naszej gry nic z czego mistrzowie taktyki byliby dumni, ale widocznie tego nam teraz potrzeba. Beniteza marzenia o taktycznej maszynce do wygrywania zostały zmiażdżone załamaniem w poprzednim roku. Obecnie zbliżamy się do całkiem ciekawej piłki, której jednak nie da opisać się żadnym algorytmem. Nie można mieć pewności czy ten sposób gry może dać szereg dobrych rezultatów, ale z pewnością idziemy w sensownym kierunku. Ciągle można mieć wątpliwości co do możliwości Hodgsona przy prowadzeniu czołowego klubu, ale trzeba mu przyznać, że polepsza naszą grę. Wielka szkoda, że nie ma czasu na solidne popracowanie z naszym składem, gdyż natłok spotkań i kontuzje to utrudniają. Dlatego wybawieniem byłaby przerwa zimowa w meczach, jaką mają np. Hiszpanie.

Gerrard i Carragher to dwa serca Liverpoolu, których jesteśmy obecnie pozbawieni. O ile pierwszego świetnie zastępuje Meireles to nieoczekiwanie z brakiem Jammiego będziemy mieli większy problem. Cały czas powtarza się, że brakuje nam napastników, bo mamy jedynie Torresa. Jednak to w obronie mamy największe luki. Aurelio, Agger i Johnson w tym sezonie znowu często goszczą u klubowych lekarzy. Przeważnie wybrana czwórka to po prostu zdrowa czwórka, co nie wprowadza elementu rywalizacji o miejsce. Konchesky – Skrtel – Kyrgiakos – Johnson to układ, w którym umiejętności defensywne trzech zawodników są krytykowane, więc nie wróży nam to sukcesów. Tak jak każdy dobry strateg Roy powinien więc zacząć budować nowy Liverpool od tyłów.

Trzeba mieć nadzieję, że dalej będziemy szukać dobrej, ofensywnej gry z ostatnich spotkań. Nie możemy się przejmować długo porażką z niedzieli i panikować, bo nie ma powodu. Trzeba zacisnąć zęby, wyciągnąć z tej lekcji ile się da i unikać w przyszłości podobnego frajerstwa. Pora na to, żebyśmy my zaczęli wygrywać tak mecze, aby pokazać charakter tego zespołu. Nie możemy szukać niemożliwych rozwiązań, kiedy najprostsze dają najlepsze rezultaty. Czwartkowy mecz w ramach Ligi Europy nie wpłynie na nas w żadnym stopniu, gdyż to była tylko odskocznia od prawdziwej rywalizacji w Premier League. Babel zagrał dobrze, Jovanovic strzelił kolejną bramkę, Wilson, Pacheco i Shelvey mieli okazję zagrać, Aurelio zaliczył kolejny krok do pełnego powrotu do składu. Awansowaliśmy i tylko tyle można powiedzieć o tym meczu, którego już dziś najlepiej byłoby nie pamiętać. Liga Europy na tym etapie to przeciętne rozgrywki, gdyż grając rezerwowym składem słaby futbol nie mamy problemów z awansem do fazy pucharowej.

Naszym celem musi być teraz tylko i wyłącznie Premier League aż do wiosny, kiedy wznowione będą europejskie puchary. Puchar Anglii to bardzo interesujący cel, ale nie oszukujmy się- mecz z United na Old Trafford to koszmarne losowanie i chociaż lepszego miejsca na zwycięstwo nie ma to ciężko na nie liczyć. Mamy dużo jeszcze szans w lidze na poprawę sytuacji i chociaż zmarnowaliśmy dużą w meczu z Tottenhamem to nie możemy się poddawać. Musimy dalej szukać dobrego stylu u siebie i spróbować przenieść tą pewność siebie z Anfield Road na inne stadiony, bo prezentujemy się lepiej i oby to dalej tak się rozwijało.

Bez sentymentu

Mecz z Aston Villą powinien być meczem nie wartym zapamiętania, prostym i zasłużonym zwycięstwem Liverpoolu. Jednak pojedynek ten to przede wszystkim powrót Gerarda Houlliera na stare śmieci. To jego kibice bardziej cenią niż obecnego szkoleniowca Roya Hodgsona, bo kiedy Francuz dostarczył do naszej gabloty kilka cennych pucharów, Anglik dopiero rozpoczyna swoją przygodę i jednak z marnymi nadziejami na jakikolwiek sukces w obecnym sezonie.

Houllier zostawił sporo serca w naszym klubie, dosłownie i w przenośni. Nie wygrał upragnionego tytułu, ale rok 2001 był jego. Jednak to, co zbudował już praktycznie nie istnieje poza dwoma wychowankami. Riise, Hyypia, Finnan, Heskey, Owen odchodzili w różnych etapach po zwolnieniu Gerarda. Chociaż skład, który heroicznie zwyciężył w Stambule był w większości zasługą Francuza to już jego w tym udział ograniczył się wyłącznie do doprowadzenia sezon wcześniej Liverpoolu do Ligi Mistrzów.

Poniedziałkowy mecz to świetna okazja, żeby pokazać jak wspaniałym klubem jesteśmy i jak godnie potrafimy się zachowywać. Należy uhonorować powrót byłego managera ciepłym przyjęciem, bo po burzliwym okresie rządów H&G należy okazywać wartości, które stanowią o sile Liverpoolu. Koniec z kłótniami, konfliktami na zewnątrz klubu. Tu chodzi również o nasz wizerunek, który przekłada się na zainteresowanie klubem, co dalej można przeliczać na ilość sprzedanych koszulek, które generują przychody wzmacniające nas. Z pewnością Roy z wszelkimi uprzejmościami przywita swojego najbliższego przeciwnika.

Jednak jak tylko usłyszymy pierwszy gwizdek sentymenty należy odłożyć na bok. Na pewno na boisku nie będzie żadnego znajomego Houlliera z tamtych lat, bo Gerrard i Carragher są niedostępni. Reina, Skrtel, Kuyt, Johnson, Torres czy Lucas to piłkarze już innej epoki, benitezowskiej, więc nie można mieć obaw o ich nastawienie. Potrzeba nam całkowitej bezwzględności. Nasz bilans bramek jest tragiczny, więc poza oczywistym celem- trzema punktami, musimy zadbać o kilka goli przewagi. Obecnie Villa jest w ciężkiej sytuacji i braki uzupełniają młodzi, niedoświadczeni piłkarze, chociaż dość utalentowani. Jednak dobra gra na Anfield i odpoczynek od gry kluczowych piłkarzy musi przełożyć się na tak dobrą grę jak chociażby z WHU.

Na pewno trzeba pomyśleć nad zastąpieniem Carraghera i najpewniej będzie to Kyrgiakos, ale łatwość z jaką Grek czy Skrtel potrafią wpakować się w tarapaty sprawia, że możliwości gry Wilsona czy Kelly’ego wzrastają, przynajmniej do oczekiwanego powrotu Aggera. Nie powinno więc nikogo zdziwić jak pierwszym ruchem Comolliego będzie zatrudnienie nowego obrońcy zanim poszukamy napastnika. Margines błędów mamy już wyczerpany, więc nie mamy obecnie czasu na wprowadzenie młodych do bardzo trudnej roli środkowego obrońcy. Kelly może grać z powodzeniem na prawej obronie, co już potwierdzał, ale Wilson jest dużą niewiadomą. Ciągle się uczy, ale na tej pozycji błąd oznacza przeważnie bramkę, więc dobrze byłoby widzieć najpierw, że jest gotowy zanim wrzuci się go na głęboką wodę.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Slot: Możecie nazywać mnie Arne  (5)
04.05.2024 22:29, Vladyslav_1906, thisisanfield.com
Elliott podsumowuje sezon  (1)
04.05.2024 21:12, BarryAllen, liverpoolfc.com
Postecoglou przed meczem z Liverpoolem  (0)
04.05.2024 15:03, Mdk66, Sky Sports
Liverpool - Tottenham Hotspur: Wieści kadrowe  (0)
04.05.2024 11:55, Wiktoria18, liverpoolfc.com