LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1257

Wywiad z Coatesem


Już w czwartek w meczu Urugwaju z Anglią w centrum uwagi znajdzie się trzech atakujących Liverpoolu. Zdaniem innego zawodnika the Reds, Sebastiána Coatesa, właśnie jego powracający do zdrowia rodak może okazać się kluczowy dla losów pojedynku. Przedstawiamy wam szczery wywiad, w którym obrońca dzieli się swoimi przemyśleniami nie tylko na temat mundialu.

Pod koniec XIX wieku pierwszy z klanu Coatesów opuścił Liverpool i przebył Atlantyk, docierając do Urugwaju. Ponad sto lat później ostatni z nich wyruszył w odwrotnym kierunku, zamieniając rzekę La Platę na rzecz Mersey. Już w czwartek Urugwaj zmierzy się z Anglią, jednak serce obrońcy nie będzie rozdarte. I nie tylko dlatego, że po zaskakującej porażce w pierwszym meczu z Kostaryką Urugwajczycy muszą odnieść zwycięstwo, by zachować szanse na wyjście z grupy. – Tak po prawdzie to mam szkockie korzenie – przyznaje z uśmiechem. – Moja rodzina przybyła do Urugwaju ze Szkocji trzy– cztery pokolenia temu. Pierwszy Coates wyruszył statkiem z Liverpoolu.

Istnieje nawet dowód tej wyprawy – dokument ze statku z roku 1884, na którym widnieje imię Ethelbert Coates. Czy zatem jego nazwiska nie powinno się czytać zgodnie z angielską wymową jako „Coats" („Cołts")? – W zasadzie tak, ale nie do końca, bo dziś każdy wymawia to jako „Co– ah– tess" („Coates"). Dziadkowie pewnie trochę mówią po angielsku, ale nikt poza nimi.

Oprócz samego Sebastiána, nawet jeśli tego wywiadu udziela w języku hiszpańskim. Mówi powoli, spokojnie, można powiedzieć, że łagodnie. Za tym spokojem kryje jednak trudności, z jakimi borykał się od momentu opuszczenia Nacionalu w 2011 roku po zwycięstwie w Copa América, gdzie został uznany najlepszym młodym piłkarzem turnieju. Nie widać po nim, przed jakim wyzwaniem staje reprezentacja. Kostaryka miała być łatwym do pokonania rywalem w szalenie trudnej grupie. Teraz Urugwajczycy muszą pokonać Anglię, a bardzo prawdopodobne, że również Włochy.

Mundial był głównym powodem, dla którego Coates wrócił w styczniu na zasadzie wypożyczenia do Nacionalu, gdzie dokończył leczenie zerwanych więzadeł – urazu, którego nabawił się w sierpniu. Jak przyznaje, decyzja o powrocie była w równym stopniu uwarunkowana troską o zdrowie fizyczne, jak i mentalne. Obrońca przebywał pod czujną obserwacją urugwajskich lekarzy i trenerów.

– Gdy jesteś kontuzjowany, czasem najważniejsze jest to, co dzieje się w twojej głowie. Miałem przed sobą sześć miesięcy walki o powrót do zdrowia i być może potrzebowałem po prostu być w tym momencie blisko rodziny i przyjaciół. Ponadto gdybym został w Liverpoolu, na pewno miałbym mniej okazji do gry, a co za tym idzie nie powróciłbym tak szybko do formy – przyznał.

Coates nie ukrywa, że chciałby częściej występować w koszulce the Reds. Mimo zainteresowania wielu największych klubów Europy, Kenny’emu Dalglishowi i Damienowi Comollemu udało się go sprowadzić do Liverpoolu. Gdy jednak stery objął Brendan Rodgers, trzeba było zaczynać od zera. Coates, jak zapewnia, rozumie to. Jest młodym obrońcą, który stoi w hierarchii za doświadczonymi, dobrze spisującymi się zawodnikami.

Brakowało okazji do gry. Kiedy jednak po raz pierwszy zapytał o możliwość wypożyczenia, usłyszał, że wobec posiadania przez klub wąskiej kadry wciąż jest potrzebny. Dopiero po doznaniu kontuzji pozwolono mu odejść do Nacional Parque Central w Montevideo, miejsca, w którym rozpoczął karierę. Tam po raz kolejny udowodnił swoją wartość i zapracował na miejsce w składzie Urugwaju na mundial. Zawieszenie Maxiego Pereiry i wątpliwości co do formy Diego Lugano mogą być realną szansą dla Coatesa.

Obrońca zdaje sobie przy tym sprawę, że w Liverpoolu sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana. – Raz gram, raz nie gram – trudno jest tak funkcjonować, mając świadomość, że podczas tych nielicznych występów musisz zaprezentować się naprawdę z bardzo dobrej strony. Ciężko mi co tydzień udowadniać, że jestem dobrym zawodnikiem. W zasadzie do tej pory nie otrzymałem prawdziwej szansy.

Mówi to wszystko spokojnie, nie mając zamiaru nikogo obwiniać.

– Powiedziałem jasno, że chcę grać, a skoro nie dostaję szansy tutaj, sensownym posunięciem wydawałoby się poszukanie innego wyjścia. Zgodziłbym się na wypożyczenie i dalszą grę w Premier League. Chciałbym występować w Anglii, być w dalszym ciągu częścią reprezentacji, dlatego uważam, że ważne jest, bym po wyleczeniu kontuzji utrzymał rytm meczowy.

Biorąc pod uwagę jego znakomite warunki fizyczne i 196 cm wzrostu, nie dziwne, że widzi siebie jako obrońcę stworzonego do gry w Anglii. Po ciężkiej walce, by się w tym kraju w ogóle znaleźć, ani myśli się teraz poddawać.

– W pierwszych miesiącach codziennie wykonujesz praktycznie te same ćwiczenia. Po pewnym czasie staje się to nudne i dołujące. Najgorzej było jednak, kiedy wydawało mi się, że jestem już gotowy do powrotu, a lekarze kazali mi się uspokoić. Pojawiał się wtedy niepokój. Mówisz im: „Mogę już grać", a oni każą ci się wstrzymać. Pojawiają się wtedy myśli: „Co jeszcze mogę zrobić?".

Matka Coatesa jest fizjoterapeutką, jednak zawodnik przyznaje, że nie potrzebował się jej radzić. – Podejrzewam, że nie chciałaby mieć na swoich barkach takiej odpowiedzialności! – wyznał ze śmiechem. – Pracuje z dziećmi chorymi na zespół Downa, więc to zupełnie inna sytuacja. Czasem odwiedzałem ją w pracy, nawet jako dziecko. Obserwując to, zdajesz sobie sprawę, że twoje problemy i narzekania są tak naprawdę niczym.

– Postawiłem przed sobą kolejne cele. Po pierwsze chciałem odpowiednio przejść przez proces leczenia urazu, a następnie spróbować wywalczyć miejsce w kadrze na mistrzostwa. Na szczęście się udało.

Coates śmieje się, wspominając, jak Luis Suárez wcielił się niemal w rolę jego agenta podczas pierwszych dni w Liverpoolu. Cały czas na telefonie, wkrótce się zaprzyjaźnili. W mieszkaniu napastnika the Reds obaj oglądali losowanie grup Mistrzostw Świata. – Byłem wtedy na wczesnym etapie rehabilitacji. Jako że mam numer 16, w szatni siedziałem obok Daniela Sturridge’a, który nosi 15. On wtedy jeszcze nie znał wyników losowania, więc podszedłem do niego i powiedziałem: „Uważaj!". Jesteśmy zupełnie innymi ludźmi, ale świetnie się dogadujemy. Razem z Luisem namówiliśmy go do skosztowania yerba mate.

Yerba mate to herbata o gorzkim smaku, która podawana jest w specjalnym naczyniu i spożywana przez metalową słomkę. Urugwajczycy wszędzie ją ze sobą zabierają. Jednak czy przypadła ona do gustu Sturridge’owi? Reakcja Coatesa, który nie może powstrzymać śmiechu, raczej nie pozostawia złudzeń.

Porażka z Kostaryką była dla Urusów ciężkim ciosem, jednak być może to właśnie Włochy i Anglia okażą się wygodniejszymi rywalami. – Znaleźliśmy się w bardzo wymagającej grupie, jednak patrząc wstecz można zauważyć, że w meczach z zespołami, które preferują ofensywny i otwarty futbol, idzie nam lepiej, gdyż możemy wyprowadzać wtedy kontrataki. Teraz jesteśmy groźni jak nigdy, gdyż mamy dwóch lub trzech czołowych napastników świata, którzy potrafią wykorzystać wolną przestrzeń. To może nam pomóc. Anglia będzie usiłowała za wszelką cenę wygrać. Włochy być może zdecydują się wyczekać nieco dłużej.

W zespole Anglii spotka kilka znajomych twarzy. Zdaniem obrońcy, Synowie Albionu mogą wykorzystać również ustawienie Liverpoolu w ofensywie, z Wayne’em Rooneyem w miejscu Suáreza. – Czasem dobrze jest mieć piłkarzy, którzy występują w jednym klubie. Anglia może skorzystać z ustawienia Liverpoolu. Mam nadzieję, że nie przyniesie im to podobnych rezultatów. Sterling jest piekielnie szybki, wybiega za obrońców, wypracowuje sytuację i stara się dograć piłkę w pole karne. Sturridge jest podobny do Luisa: szuka goli, wymusza błędy w defensywie i wypracowuje drużynie przewagę. Jest bardzo zaawansowanym technicznie zawodnikiem i powstrzymanie go w sytuacji jeden na jeden stanowi wielkie wyzwanie.

– Mają z przodu dwóch z trzech atakujących Liverpoolu, ale mam nadzieję, że Luis pokaże, kto jest z tej trójki najlepszy. Dla niego nie ma straconych piłek. On zawsze walczy o lepszy rezultat, nieważne, czy zespół wygrywa, czy przegrywa. W tym roku rzeczywiście jego forma eksplodowała, ale on zawsze zdobywał dużo goli, chociażby w Ajaksie. Wielka szkoda, że nabawił się urazu, ale bardzo ciężko pracował, by powrócić do zdrowia. Dla mnie znajduje się w gronie trzech najlepszych piłkarzy globu.

Coates nie będzie musiał szczególnie podpowiadać kolegom z kadry, czego się po Anglii spodziewać, Urugwaj skrupulatnie się przygotował. Obrońca w czasie pobytu w Nacionalu przekonał się również, jak wielką popularnością cieszą się w jego kraju rozgrywki Premier League. – Możliwe, że Liverpool ma w Urugwaju więcej fanów niż gdziekolwiek indziej na świecie. Mimo wszystko ciężko było patrzeć na sposób, w jaki zakończył się wyścig o tytuł. Po meczu z Crystal Palace wysłałem Luisowi wiadomość. Cóż więcej możesz zrobić w takich momentach…

– Już od bardzo długiego czasu analizujemy grę naszych rywali, dlatego nie ma potrzeby, bym cokolwiek kolegom podpowiadał. Oczywiście coś od siebie dodam, ale Diego Lugano, który gra West Bromwich, również wie, czego się spodziewać, zna ich mocne i słabe strony.

Swoją drogą, jest coś szczególnego w tym Urugwaju. Mały kraj, a ma na swoim koncie znakomite wyniki na arenie międzynarodowej, w tym choćby dotarcie do półfinału przed czterema laty. Jeszcze nie złożyli broni, są przyzwyczajeni do przezwyciężania trudności. Czy sam Coates potrafi wyjaśnić ten fenomen? – Nie – przyznaje. Po chwili namysłu mówi: – Jesteśmy wielkimi pasjonatami piłki, ale podobnie jest przecież w innych krajach. Czasem nie da się po prostu znaleźć racjonalnego wytłumaczenia. Każdy gra w piłkę od małego. Być może źródłem tego wszystkiego jest garra charrúa, to rozpaczliwe pragnienie zwycięstwa. Luis jest wzorcowym przykładem, zrobi wszystko, byle tylko nie przegrać. Garra pojawia się w najtrudniejszych chwilach. Graj dalej, nie ustawaj, nigdy się nie poddawaj.

W czasie przygotowań do mundialu selekcjoner Urusów, Óscar Tabárez zapytał głośno: „Z czego słynie Urugwaj? Z walki!". Widać to szczególnie już w rozgrywkach dziecięcych, gdzie rywalizacja jest tak zacięta, że rodzice Coatesa nie pozwolili mu brać w tym udziału.

– Rodzice czasami bardzo mocno przeżywają mecze, zachowują się jak na meczach pierwszej ligi, krzyczą, kłócą się. Presja jest ogromna i chyba nie służy to dzieciom najlepiej. W piłkę zacząłem grać z przyjaciółmi, następnie dołączyłem do Nacionalu, ale nigdy nie brałem udziału w dziecięcych rozgrywkach. Ta rywalizacja może wiele wyjaśnić, wielu naszych piłkarzy gra za granicą. Być może owe zmagania okazują się pomocne, gdy przychodzi tym piłkarzom grać w drużynie narodowej.

– Z drugiej strony patrząc na liczby, ciężko to wszystko wytłumaczyć. W Brazylii są chyba trzy miliony piłkarzy z profesjonalnymi kontraktami – niemal tyle, ile wynosi ludność naszego kraju.

Brazylia… Często mówi się, że strach przed błękitnymi koszulkami wciąż unosi się nad gospodarzami mundialu. Te mistrzostwa są wyjątkowe z uwagi na to, co wydarzyło się 64 lata temu na Maracanie i jest to kolejny powód, dla którego Urugwajczycy tak bardzo pragną pokonać Anglię i Włochy. Potem z wielką chęcią zmierzyliby się z gospodarzami.

W Brazylii wciąż żyją zesłaną przez Urugwaj traumą. Zagnieździła się głęboko w narodowej świadomości i piłkarskiej kulturze. Duch Brazylii to nadzieja Urugwaju i jest w Montevideo wiecznie żywy. Ostatnio numery wszystkich budynków znajdujących się na Avenida Brazil (ulica w Montevideo) zmieniono na 1950.

– Jest to jedno najważniejszych wydarzeń w historii naszego kraju i ludzie cały czas o tym mówią, a w tym roku szczególnie. W meczach przeciwko Brazylii Urugwaj zawsze dawał z siebie coś więcej. Jest w tym jakaś magia. W Urugwaju nikt nie uczy się o roku 1950 – wiesz o tym już przed narodzinami.

Sid Lowe

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (2)

kaziooo0804 18.06.2014 15:48 #
Bardzo go lubię i szkoda mi, że prawdopodobnie nie będzie przydatny w LFC. Pamiętam, jak po CA pomyślałem, że ten chłopak to kozak i chciałbym go w LFC. Jakie było moje zdziwienie, kiedy do zobaczyłem z koszulką LFC. Jako scout go wypatrzyłem :D Mam nadzieję, że jeszcze pogra w naszych barwach.
guzio112 18.06.2014 23:36 #
Ostatnie dwa akapity genialne! Oddają to, co dla południowoamerykańców znaczy piłka nożna

Pozostałe aktualności

Salah odmawia wywiadu i zaskakuje w mediach  (23)
27.04.2024 20:44, BarryAllen, Liverpool Echo
Moyes po remisie na London Stadium  (1)
27.04.2024 18:03, Wiktoria18, whufc.com
Reakcja Kloppa po remisie z West Hamem  (7)
27.04.2024 17:36, Bartolino, liverpoolfc.com
Gakpo: Nie takiego wyniku oczekiwaliśmy  (4)
27.04.2024 16:33, Loku64, Liverpoolfc.com
Statystyki  (2)
27.04.2024 16:19, Zalewsky, SofaScore
Skład na mecz z West Hamem  (119)
27.04.2024 12:39, Bajer_LFC98, własne
West Ham - Liverpool: Wieści kadrowe  (1)
27.04.2024 10:19, B9K, liverpoolfc.com